Owoc bardzo zakazany cz.I
Zakazane owoce zawsze smakują najwspanialej. Kuszą ogólnodostępnością. Wystarczy tylko wyciągnąć rękę, aby jakiś znalazł się w zasięgu i można go zerwać bez żadnego problemu. Teraz zakazane owoce nie są już tak zakazane jakimi były jeszcze jakiś czas temu. Wszystko spowszechniało. Prawie wszystko stało się takie zwyczajne, takie obojętne i sprawiające wrażenie, że normalne i akceptowalne.
Tym samym przestało istnieć też tabu. Ono zmarło naturalną śmiercią. Kiedyś ten głęboki i fundamentalny zakaz, którego złamanie powodowało gwałtowną reakcję ze strony ogółu teraz nie budzi takich reakcji. Przestało być zagrożeniem dla dalszego istnienia. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Mój zakazany owoc i tabu jednocześnie miał konkretną postać. Właśnie o tym chcę opowiedzieć. To będzie jedna z wielu takich historii. Nie będzie różniła się od innych, ale bardzo chciałem wreszcie wyrzucić z siebie to wszystko, co we mnie siedzi od dawna.
Chodzi o Ewelinę, moją córkę.
Ewelina była cholernie zgrabna. Naprawdę niezła była z niej laska. Dziewiętnastoletnia, śliczna, niezwykle ponętna. Poza tym inteligentna. Określenia można by mnożyć w nieskończoność. Ona właśnie była moim owocem zakazanym, moim sacrum i profanum jednocześnie.
Cała historia zaczęła się jakieś pięć lat temu. Zupełnie niespodziewanie i jakby znienacka dostrzegłem w niej kobietę. Ta kobieta dopiero się w niej rodziła. Proces dojrzewania Eweliny przebiegał jak najbardziej prawidłowo. Z dziewczynki przeradzała się w młodą i piękną kobietę. Nabierała kobiecych kształtów. Urosły jej piersi i zaokrągliły biodra. Na wzgórku łonowym pojawił się pierwszy, nieśmiały i jeszcze rzadki czarny zarost. Zaczęła miesiączkować. Natura robiła swoje i nieuchronnie pchała ją do dorosłości.
Stawała się coraz bardziej atrakcyjna dla przedstawicieli płci przeciwnej. Okazało się, że dla mnie też. Niestety.
Coraz mniej znajdowałem w sobie siły, aby walczyć z dzikim pożądaniem, które pojawiało się coraz częściej. Stawało się obsesyjne. Byłem zupełnie zwariowany na jej punkcie. Nie przemawiały do mnie żadne rzeczowe i rozsądne argumenty. Gotów byłem na każde szaleństwo.
Oczywiście nie wtedy, kiedy wracałem do rzeczywistości i realnie zacząłem patrzeć na wszystko. Wtedy byłem bardzo zawstydzony. Wstydziłem się tych swoich wszystkich myśli i obrazów, które pojawiały się bardzo często.
A niektóre z nich były bardzo rzeczywiste. Taki, jak ten...
Sam nie wiem, jak to się stało, że nagle zaczęliśmy się całować. Stało się to podczas tańca. Ewelina sama zaproponowała, abyśmy zatańczyli. Zgodziłem się, bo rytm przeboju był wolny, piosenka należała do tych z gatunku "przytulanek", więc mogłem zaryzykować.
Przytuliliśmy się więc do siebie i zaczęliśmy powoli tańczyć.
Aura tego wieczoru, wypite wino a także impuls, który nagle na nas spłynął spowodowały, że zbliżyliśmy do siebie usta łącząc je w bardzo namiętnym pocałunku. To był moment, to była chwila.
Nasz pocałunek był wręcz mistyczny. Właśnie tak to czułem. Nasze języki splatały się ze sobą. Były jak węże w mistycznym tańcu. Naprawdę nie wiem skąd wziąłem w sobie tyle odwagi, żeby w taki sposób pocałować Ewelinę. Nigdy tak jej przecież nie całowałem. Tak przecież ojciec nie powinien całować córki. Podobnie, jak moja dłoń nie powinna kierować się w stronę kształtnej pupy Eweliny. Moja dłoń jednak już tam była.
Nagle przerwaliśmy i odsunęliśmy się od siebie na teoretycznie bezpieczną odległość. Widocznie tutaj była postawiona niewidoczna granica, której nie można było przekroczyć. Spojrzałem prosto w oczy mojej córki.
– Przepraszam – odezwałem się.
– Nie to ja przepraszam. Nie powinnam.
Nadal staliśmy w bezpiecznej odległości od siebie, ale żadne z nas nie zajęło z powrotem miejsca w fotelach. Powietrze wokół nas stało się jakby cięższe. Odniosłem wrażenie, że coś nadal wisi w powietrzu i wkrótce wybuchnie. Znów zaczęliśmy zbliżać do siebie usta, by ponownie połączyć je namiętnym pocałunkiem. To już było świadome. Nie twierdzę, że zaplanowane wcześniej, ale świadome. I przynosiło dużo przyjemnych wrażeń oraz niesamowitych doznań. Naprawdę.
Sam nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć w tę niesamowitość. To wszystko robiło się coraz bardziej zwariowane i wspaniałe.
Dlatego też tak bardzo mnie pociągało, wbrew rozumowi.
Nie jestem w stanie określić, jak długo trwał nasz pocałunek. Przestałem o tym myśleć. Puściłem sprawę na żywioł i czekałem na to, jak się ona potoczy. Cudowne uczucie rozlewało się po całym moim ciele. Cały byłem w nim utopiony i płynąłem z prądem, chociaż nie wiedziałem gdzie ten prąd mnie poniesie. W tej chwili nie było to ważne. Tuliłem Ewelinę do siebie. Przylgnęliśmy do ciebie, jak dwie połówki jabłka.
C. D. N.
Zdjęcia: www.sexeo.pl
Komentarze
Prześlij komentarz