CZEKOLADOWA WENUS cz.I
Firmowa impreza trwała w
najlepsze. Wszyscy byli popici i robiło się coraz
przyjemniej.
Poszedłem na nią, chociaż właściwie nie miałem
ochoty. Późno wróciłem z warszawskiej centrali. Byłem zmęczony.
Poszedłem, ale zamierzałem się tylko pokazać i szybko wycofać się na zajmowane wcześniej pozycję, czyli: do wyrka. I rzeczywiście zrzucając wszystko na karb zmęczenia wymawiałem się od kolejnych kolejek. Udało mi się, krakowskim targiem ustalić, że siedzę ze wszystkimi do dwudziestej drugiej, a potem się zawijam.
Stałem już przy
samochodzie, gdy ktoś zawołał mnie po imieniu.
Patrycja Mbwele,
bo to była ona.
Schodziła właśnie po
schodach.
- Jedziesz już do domu? - spytała.
- Tak.
-
Podrzucisz mnie?
- Jasne, siadaj.
Poczułem się wspaniale.
Przez moje ciało przepłynęła fala gorąca.
Patrycja Mbwele
była naszą firmową gwiazdką. Kiedy zaczęła pracę, prawie pięć
miesięcy temu, stała się obiektem westchnień wszystkich bez
wyjątku heteroseksualnych facetów, zarówno niewyżytych erotomanów
a także tych już ustabilizowanych emocjonalnie. Marzyli o niej
wszyscy. Pożądało i pragnęło, skrycie lub jawnie - wielu.
Była kimś na miarę cudu
nagle objawionego nam maluczkim i niegodnym tego ani trochę. Była
kimś na miarę białego hipopotama, czy bardziej swojskiego: białego
kruka. Była zjawiskowa. Była. Po prostu była i dzięki Ci za to,
Panie Boże.
Prześliczna dwudziestosiedmioletnia czekoladka
pracująca w dziale zamówień. W jej żyłach płynęła połowa
afrykańskiej krwi. Druga połowa była rdzennie polska. Rodzice
studiowali razem medycynę.
Pati przypinała się pasami.
-
Dzięki - uśmiechnęła się do mnie szeroko - musiałabym potem
kombinować z dojazdem.
(Czy wspominałem już, że Patrycja ma
cudowny uśmiech? Jeśli nie - to wspominam o tym teraz.)
- Nie ma
sprawy - uśmiechnąłem się także.
Ruszyłem powoli. Nie wiem,
jak to możliwe, ale nieomal czułem na plecach palące zazdrosne
spojrzenia kolegów stojących przed wejściem i palących papierosy.
Haremu fajka wypadła nawet z ust, bo otworzył je szeroko, jak w
kreskówce. W oczach dziewczyn zazdrości może nie było, ale
malowało się w nich zdziwienie, oszołomienie i może coś tam
jeszcze.
- Będą mieli o czym gadać - mówiąc to spojrzała na
mnie wesoło.
- Tak i to przez najbliższe dni, jeżeli nie
tygodnie.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłam ci problemu?
-
Nie, nie, spokojnie. I tak przecież jadę w tamtą stronę, więc
jaki to może być problem? - w sumie to było pytanie retoryczne.
-
Jesteś bardzo miły – stwierdziła - taki trochę inny niż ci moi
kretyni z działu.
- Daj im się trochę ze sobą oswoić.
Nieczęsto w jednym pokoju siedzi się z tak egzotyczną osobą, to
znaczy: z osobą o tak egzotycznej urodzie - poprawiłem się zaraz,
by nie zostać źle przez nią odczytany.
- Takim dziwolągiem?
-
Na swój sposób: tak, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.
- Kumam
o co ci chodzi.
Oparła głowę o boczną szybę.
- Bardzo
ładnie wygląda centrum nocą – stwierdziła - nigdy nie byłam tu
o tej porze.
- Jak chcesz to zaparkuję tu gdzieś i zwiedzimy
trochę...
- Nie - przerwała mi szybko – jedźmy.
-
Ok.
Trochę zdziwiła mnie gwałtowność i szybkość jej
reakcji, ale nie wnikałem głębiej.
Kątem oka spoglądałem na
Patrycję.
Miała na sobie fajną czerwoną sukienkę bez
ramiączek sięgającą do połowy ud. Do kompletu także czerwone
buciki, a na ramiona miała narzuconą niedbale dżinsową kurtkę.
Jej okrągłą buzię z wystającymi kościami policzkowymi
zawsze okraszał wesoły i niczym nie ograniczony uśmiech. Patrycja
zawsze się uśmiechała. Zawsze i do wszystkich.
Jej fryzura była
osobną historią. Włosy zwykle zaczesywała w kitkę z tyłu głowy,
ale od tygodnia jej głowę otaczała niezliczona ilość cieniutkich
warkoczyków misternie splecionych. Rewelacja, nawet, jak na moją
znajomość tematu fryzjerstwa. Wyglądała apetycznie, nawet
bardzo.
Zaparkowałem tuż przed jej blokiem.
- Dzięki -
odpinając pas spojrzała na mnie - może wejdziesz na górę?
Przez
moje ciało przepłynęła kolejna fala gorąca.
- Dzięki, ale
nie chciałbym ci przeszkadzać i nie wiem czy powinienem, bo jest
późno, więc może wizyta, to niezbyt fortunny pomysł - trochę
motałem się chyba "w zeznaniach".
- Nie przesadzaj.
Zapraszam serdecznie.
Wysiadła.
Mieszkała na drugim piętrze.
Mieszkanie było dość
wypasione. Duże, przestronne. Szczególnie pokój gościnny
zdumiewał przestrzenią. Można było się po nim gonić. Na wprost
ogromny balkon. Na lewo jakby wnęka, gdzie stał duży stół i
krzesła. Trochę dalej murek, za którym była sypialnia, a
przynajmniej tak myślę. Mebli nie było wiele. Dwie secesyjne duże
komody, kanapa obita czerwoną (a jakże!!!) skórą, plazma, wieża
stereo i to,co mnie najbardziej zachwyciło, czyli: bujany fotel. Nie
wytrzymałem i zaraz w nim usiadłem.
- Co mogę zaproponować ci
do picia? - spytała.
- Coś zimnego poproszę.
Trochę się
jeszcze pobujałem na fotelu. Gdy Patrycja wróciła ze szklaneczkami
usiedliśmy na kanapie. Skóra trzeszczała przy najdrobniejszym
ruchu.
Zaczęliśmy rozmawiać. W sumie jeszcze nigdy nie
rozmawialiśmy na tematy ogólne i nie związane z pracą.
-
Podobasz mi się bardzo, wiesz? - odezwała się Patrycja siedząc
okrakiem na moich kolanach.
Fale gorąca jedna za drugą,w
krótkich odstępach czasu uderzały w moje skały krusząc je
systematycznie. To, co następowało w tej chwili przerastało moje
najśmielsze oczekiwania, na pewno przerastało też mnie.
Patrycja
wpatrywała się uważnie w moją twarz ciekawa reakcji. W ogóle
odnosiłem wrażenie, że ostatnie minuty naszej rozmowy to było
swoiste sondowanie mnie na różnych płaszczyznach i przestrzeni.
Czułem się jak na ważnym egzaminie, egzaminie dojrzałości, albo
"egzaminie z dojrzałości" raczej. Chyba, że mi się
tylko tak wydawało.
W naszych rękach trzymaliśmy nadal
szklaneczki,ale teraz były one wypełnione przyrządzonymi przeze
mnie drinkami.
- Patrycja, ja... - zabrakło mi słów i zamilkłem
– może... - spróbowałem wykrztusić coś znowu.
- Może? -
podchwyciła myśl starając się mi pomóc (chyba).
- Może
powinienem już iść zanim zajdziemy za daleko i oboje, a ty na
pewno, będziemy tego żałować - wyrzuciłem z siebie.
- Co ty
pieprzysz?
To pytanie było jak najbardziej na miejscu. Pieprzyłem
jak przysłowiowy Kaziu po setce.
Bo, nie oszukujmy się:
piątkowy wieczór, ja i piękna dziewczyna, sprzyjająca atmosfera,
piękne okoliczności przyrody, a ja zastanawiam się jak pogięty?...
(Spotkaliście kiedyś kogoś takiego?! Takiego idiotę,znaczy.)
-
Masz rację – przyznałem – pieprzę, ale...
Patrycja odłożyła
szklaneczkę i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Ale?
- Bardzo
cię lubię i szanuję, więc nie chciałbym cię zranić, czy coś w
tym stylu, bo, widzisz teraz jest fajnie, a za niedługo dojdziesz do
wniosku, że kretyn jestem i że żałujesz tej chwili zapomnienia
i...
- I nie mogę cię już słuchać
- No właśnie, nie
możesz mnie już słuchać, ani na mnie patrzeć...
- Nie! -
Patrycja prawie krzyknęła.
- Co nie?
- Teraz nie mogę cię
już słuchać - powiedziała wyjmując szklankę z mej ręki i
odkładając obok swojej. Szklanka oczywiście przewróciła się,
ale na szczęście była już pusta.
Niespodziewanie zbliżyła
swe usta do moich. Całowała mnie gorąco i żarliwie. Po dosłownie
sekundzie moje pocałunki były równie namiętne, gorące i żarliwe.
Objąłem Pati jedną ręką na wysokości pasa. Drugą wczepiłem w
jej włosy.
Ten pocałunek był niesamowity. Już w pierwszym
momencie poczułem, że odrywam się od ziemi i frunę wysoko,
wysoko, by po chwili skierować się ku Czarnemu Lądowi, gdzie
czekała na mnie nieziemska rozkosz.
Ciepło rozlewało się po
moim ciele. W jednej chwili zrobiło mi się gorąco i duszno.
Prawdziwa Afryka. Dzika i nieokiełznana.
- Poczekaj - wyszeptała
nagle odrywając się ode mnie.
Wstała i błyskawicznym ruchem
ściągnęła przez głowę sukienkę.
Oniemiałem. Jej kształty
były wprost idealne. Piersi Pati były duże. Były większe niż
wcześniej mogłoby mi się wydawać. Czarne jak węgiel sutki i
aureole wokół nich przykuwały wzrok. Nigdy wcześniej nie
widziałem czegoś tak wspaniałego. Niżej płaski brzuszek z blizną
po matce, potem mityczna granica, którą wyznaczała cieniutka gumka
czerwonych majteczek o klasycznym kroju. Gorące ciałko między
nogami i one same. Dwa idealnie wyprofilowane słupy podtrzymujące
całość.
Prawdziwa czekoladowa
Wenus.
I to w zasięgu moich rąk, o wiele gorętsza niż ten
marmurowy twór. Wodziłem ręką po ciele Patrycji.
Wstałem.
Zacząłem rozpinać koszulę, ale zanim rozpiąłem drugi guzik,
Patrycja popchnęła mnie lekko na kanapę. Przyklęknęła przy
moich nogach i łapczywie zaczęła rozpinać pasek moich spodni i
guziki przy nich. Nagłym i niespodziewanym ruchem zerwała je ze
mnie wraz z majtkami aż do kolan, a potem do kostek. Zaskoczyło
mnie to bardzo. Mój mały, uwolniony raptownie ze spodni, wystrzelił
uderzając w podbrzusze. Ciśnienie w nim było ogromne i prawie
rozsadzało naczynia krwionośne.
Byłem maksymalnie podniecony.
Patrycja objęła go
ręką. Pocałowała delikatnie odsłoniętą głowicę, a potem
składając równie delikatne pocałunki zjeżdżała ku jądrom.
Potem znów w górę i znów w dół.
Składała pocałunki na
moich jądrach i sunęła po nich językiem. Wreszcie całego
zmieściła w swych ustach. Naprawdę całego.
Pięknie to
wyglądało, gdy warkoczyki czarnych jak heban włosów latały to w
jedną, to w drugą stronę, a mój penis znikał aż po włosy
łonowe w jej ustach.
Jego głowica uderzała w miękkie
podniebienie Patrycji. Wyraźnie czułem jej ząbki wgryzające się
we mnie, wilgoć i jej język sunący po nim powolutku lub szybko i
urywanie, niby motyle skrzydła. Powstrzymałem się z trudem przed
tym, by objąć jej głowę i dyrygować ruchami regulując
częstotliwość pieszczot.
Pati ręką rozpięła resztę
guzików mojej koszuli. Ruszyła w górę muskając ustami mój
brzuch, potem tors. Dotarła do szyi, w którą wgryzła się niczym
wampirzyca.
Składała pocałunki na mojej twarzy. Trzymała ją w
swych dłoniach.
- Cudowna jesteś – wyszeptałem.
Znowu
siedziała na mnie, więc miałem teraz większe możliwości
manualne, więc to wykorzystałem.
Teraz ja przeszedłem do
ofensywy. Postanowiłem przejąć pałeczkę. Całowałem szyję i
uszy Patrycji. Jak ona cudownie pachniała.
Mocno wciągałem ten
aromat. Narkotyzowałem się nim.
Wokół było gorąco. Czuliśmy
się jakby w saunie.
Uwielbiam ten nowo powstały pot na ciele
partnerki. Uwielbiam spijać go, zgarniać językiem. Chłonąłem go
z lubością i tym razem.
Sunąłem językiem po sutkach Pati.
Ssałem je.
- Tak, tak - to były jej pierwsze słowa cicho
jeszcze szeptane - właśnie tak, tak rób.
Odchyliła się do
tyłu. Zgarnąłem dłońmi jej cycuszki. Całowałem raz jedną, raz
drugą pierś. Patrycja falowała, podobnie jak ja. Odchylała się
coraz bardziej. Nogi splotła za moimi plecami. Dotknęła rękami
podłogi. Jej piersi podjechały w stronę brody. Całowałem jej
brzuszek.
Patrycja falowała w górę i w dół asekurując się
dłońmi wspartymi o podłogę.
Podniosłem ją silnie do pionu.
Obejmując Pati w
pasie obróciłem nas w lewo i ułożyłem ją na kanapie. Znalazłem
się tym samym pomiędzy jej rozłożonymi nogami. Podpierając się
rękami przysunąłem bliżej jej ust. Całowaliśmy się. Moja ręka
zjechała w dół. Wodziłem dłonią po nóżkach Patrycji. Ustami
schodziłem w dół w kierunku jej brzucha po raz kolejny zresztą.
Minąłem terem, który przykrywały majteczki Pati i całowałem jej
nogi. Przytrzymywałem ją w biodrach.
Teraz całowałem przez
materiał wzgórek łonowy. Maksymalnie odwlekałem chwilę
całkowitego odkrycia mojej Małej Afryki.
Wreszcie nadszedł ten
moment. Chwyciłem palcami gumkę jej czerwonych majtek. Patrycja
uniosła w tym momencie biodra do góry.
Kurtyna podnosiła się
powoli odsłaniając wciąż więcej i więcej.
Wzgórek łonowy
Pati był bujnie owłosiony.
Patrycja uniosła nogi do góry
pomagając mi ściągnąć jej majtki do końca. Przywarłem ustami
do jej cipki.
Cipka Pati była wilgotna. Soki wypływały
spomiędzy warg sromowych obfitym strumieniem. Całowałem to
źródełko, Sunąłem językiem po sromie. Łechtaczka wydawała mi
się być dużo większa niż te, z którymi miałem przyjemność
wcześniej. Ledwie dotknąłem ją językiem, a Patrycja wydała z
siebie jęk rozkoszy. Rozwarłem palcami jej wargi sromowe i
wpakowałem pomiędzy nie swój język. Wsuwałem go tak głęboko
jak się tylko da. Spijałem żarłocznie tę obficie sączącą się
intymną słodycz. Cała esencja kobiety rozlewała się po moich
kubkach smakowych. Palcami lewej ręki skubałem delikatnie jej
włoski,a drugą drażniłem swego członka.
- Wejdź we mnie -
wyszeptała wśród miłosnych jęków.
Nie trzeba było mi tego
powtórzyć drugi raz.
Podniosłem się i rozsunąłem szerzej
nogi Patrycji. Złapałem dwoma palcami swego członka u nasady i
przytknąłem do jej cipki. Patrzyła, jak wsuwam go w jej wnętrze.
Gdy wszedł cały złapałem Pati w biodrach. Rozpocząłem powolne
ruchy. Przy każdym pchnięciu z jej ust wyrywał się cichy jęk,
który z każdą sekundą przybierał na sile.
Pati zaczęła
także falować i już po chwili zapanowała między nami pełna
harmonia. Zbliżaliśmy się do siebie i oddalali. Stanowiliśmy
jakby jedną całość. Pati objęła mnie nogami w pasie. Ja
puściłem jej biodra i cały ułożyłem się na niej. Objęliśmy
się mocno. Miałem wrażenie, że obejmuję cały wszechświat.
Nasze miłosne westchnienia mieszały się ze sobą tworząc
mistyczny warkocz.
Było mi dobrze. Niewyobrażalnie dobrze.
Nie
liczyło się nic oprócz nas, tu i teraz.
Zbliżałem się do
finału. Sperma już buzowała w jądrach. Mój penis był jak
gejzer, który lada sekunda miał wytrysnąć.
- Zaraz dojdę -
wycharczałem w ucho Patrycji.
Na to ona objęła mnie nogami
jeszcze mocniej i jeszcze silniej przycisnęła do siebie. Uścisk
jej ramion także był niezwykle silny. Prawie mnie
udusiła.
Znieruchomiałem z niesklasyfikowanym charkotem na
ustach, gdy nasienie wytrysnęło ze mnie w jej mokrą, gorącą
pieczarę. Wysunąłem go. Ułamek sekundy później poczułem
jeszcze większą wilgotność na podbrzuszu. Doszliśmy oboje
jednocześnie.
Opadłem twarzą obok jej głowy.
Jęczeliśmy
jak na torturach. Nasze oddechy były ciężkie, chrapliwe i
urywane.
Cały świat wirował mi przed oczami. Jakieś małe
świetliste punkty zapalały się i mknęły z zawrotną szybkością
poza zasięg wzroku. Po chwili mroczne płaty przysłoniły cały
widok.
Nie wypuściłem Patrycji ze swych objęć.
Uspokajaliśmy
się bardzo powoli.
Mógłbym tak już zostać.
- Byłeś
cudowny - wyszeptała do mego ucha.
- Ty też - to był z kolei
mój szept - ja jeszcze nigdy nie przeżyłem czegoś aż tak
kosmicznego, a ty jesteś snem czy jawą?
- A jak byś chciał?
W
tym pytaniu było dużo przekornej łobuzerii.
- Zostań tu na
ziemi - cmoknąłem ją w policzek.
- Jeśli tylko zechcesz, to
zostanę, ale tylko wtedy, gdy naprawdę będziesz tego chciał.
-
Chcę - moja odpowiedź była błyskawiczna.
- Podaj przynajmniej
trzy powody.
- Po pierwsze: bo jesteś, po drugie: jesteś tutaj i
po trzecie: jesteś ze mną - przywołałem całą jasność
umysłu.
- Sprytnie - uśmiechnęła się.
Oparła głowę na
mych piersiach. Milczeliśmy zasłuchani w swoje oddechy...
Drugą część nocy
bardziej spędziliśmy cywilizowanie czyli: w jej łóżku, ale
równie grzesznie. Przenieśliśmy się tu po krótkim odpoczynku.
Szaleństwu nie było końca.
Patrycja była niezmordowana i
zabierała mnie w rejony, gdzie dawno nie byłem, a nawet
zahaczyliśmy o kompletnie nieodwiedzane przeze mnie tereny. Była
niesamowita i przez sekundę bałem się czy jej podołam.
Jednak stanąłem na
wysokości zadania.
Promienie słoneczne od
dawna szalały po przestrzeni mieszkania, ale to zbytnio mnie nie
dziwiło. Końcówka sierpnia, więc słońce jeszcze w miarę
wcześnie podnosiło się nad horyzont. Leżałem bez ruchu w białej
pościeli zatopiony w oceanie szaleńczo przebiegających myśli.
Miałem zamknięte oczy.
Patrycja leżała obok wtulona we mnie.
Na piersiach czułem jej ciepły oddech.
Oddychałem głęboko
starając się wciągnąć w nozdrza jak najwięcej naszego intymnego
zapachu kumulującego się pod cieniutkim pledem. Narkotyzowałem się
nim. Niesamowicie pachniała. Ciepło naszych ciał potęgowało
wrażenie.
A wracając do tych moich skołowanych myśli, to nadal
mi się nic nie wyklarowało. Nie wiedziałem kompletnie nic, co o
tym wszystkim myśleć.
Ona i ja. Ja i Ona. O
kurcze...
Otworzyłem oczy, a Patrycja jakby na to tylko
czekała.
- Cześć - patrzyła wprost w moje oczy.
- Cześć
-
Dobrze ci się spało?
- A spaliśmy w ogóle?
- Krótko, ale
intensywnie, jak się czujesz?
- Jak w niebie – odpowiedziałem
- uszczypnij mnie, bo nie wiem, czy przypadkiem nie śnię.
Zrobiła
to i uszczypnęła w brzuch.
- Ałła - syknąłem przesadnie -
nie śpię – stwierdziłem.
Nie spałem, to fakt. Patrzyłem na
Pati starając się wniknąć w jej myśli, ale to było niemożliwe.
Miałem zamiar zapytać ją o kwestię, która wciąż mnie drażniła,
czyli: dlaczego ja? Ale przyszła nagle mądrzejsza myśl, by nie
psuć nastroju i tak wspaniale zapowiadającego się dnia.
-
Wstajemy, czy jeszcze leniuchujemy? - spytała.
- Szczerze mówiąc
jeszcze trochę bym się pobyczył.
- To wiesz co? Ty się pobycz,
a ja wskoczę pod prysznic - mówiąc to podniosła się i z małpią
zwinnością wyskoczyła z łóżka.
W dziennym świetle
wyglądała równie podniecająco i chrupiąco. Mógłbym zjeść ją
nawet teraz. Odwróciła się, a po chwili skrzypnęły drzwi
łazienki i dobiegł mnie szum wody.
Rozejrzałem się ciekawie po
sypialni. Była jakby wydzieloną częścią wielkiego balkonu, który
miałem za ścianą po swej lewej ręce. Na wprost mnie także murek
oddzielający miejsce do spania od części jadalnej ze stołem i
krzesłami. Stała tu tylko mała szafka nocna no i oczywiście
łóżko. Proste i zwykłe, czyli: bez żadnych szaleństw i bajerów.
Wstałem i zrobiłem
kilka kroków w stronę centrum pokoju. Przez chwilę poczułem się
trochę nieswojo na golasa w obcym miejscu. Nasze ubrania leżały w
nieładzie tam, gdzie je z siebie zrzuciliśmy. Profilaktycznie i z
przyzwoitości nałożyłem slipy i koszulę. Resztę garderoby, w
tym też i ciuchy Patrycji rzuciłem na kanapę. Obiegłem wzrokiem
pokój, ale nie zmienił się zbytnio od nocy.
Otworzyłem drzwi
balkonowe i podszedłem do barierki. Widok z balkonu mógł
zachwycić. Mnóstwo drzew a za nimi jeziorko. Cudnie to
wyglądało.
Wpatrywałem się urzeczony, bo widok z moich okien
rozpościerał się na rzędy okien bloku sąsiedniego.
Nawet nie
usłyszałem jak Pati stanęła obok odziana w biały kosmaty
szlafrok.
- Mam nadzieję, że nie zrujnowałem twej reputacji
stając na twym balkonie w stroju niedbałym - zdobyłem się na
żart.
Żart był raczej słaby, bo w pobliżu nie znajdowało się
żadne inne okno...
- Moja reputacja i tak jest już zrujnowana,
więc... - zaśmiała się.
Przy śniadaniu, na które
składały się grzanki, biały serek twarogowy zmieszany z warzywami
i kawa opowiedzieliśmy sobie wszystko co na wstępie powinni o sobie
wiedzieć chłopak i dziewczyna. Po raz pierwszy od dłuższego czasu
mówiłem o sobie szczerze i bez ogródek. Wyznałbym Pati chyba
wszystkie swoje grzechy. Wyznałem też co mnie najbardziej podnieca,
co chciałbym przeżyć. W ciągu krótkiego czasu zdobyła o mnie
wiedzę, która dostępna była tylko nielicznym. Trochę byłem tym
zaskoczony, ale emanowało z niej ciepło i zrozumienie, więc
otworzyłem się przed Pati jak książka. Ona zresztą
też.
Zastanawialiśmy się też, co dalej zrobić z tą bardzo
słoneczną sobotą.
Gdybym obudził się sam, to pewnie nic
ciekawego by się nie wydarzyło i dzień przepłynąłby wolno i
bardzo nudnie.
Zaproponowałem, że zrobię obiad. W lodówce było
niewiele, więc narodził się pomysł szybkich zakupów. To było mi
nawet na rękę, bo pomyślałem, że wskoczę na moment do domu i
zmienię koszulę oraz bieliznę.



Komentarze
Prześlij komentarz