WAKACJE Z GOSIĄ cz.II




Zdjęcie: www.sexeo.pl


Praktycznie przez cały dzień nie mogłem z Gosią porozmawiać na temat wczorajszych wieczornych wydarzeń. Jakoś tak sprytnie lawirowała lub zawsze w naszym otoczeniu był ktoś obcy. Już nawet myślałem, że jej "striptease" oddalił nas od siebie.

Porozmawialiśmy dopiero wieczorem. Ciotka wyszła do pracy, a my szykowaliśmy się na Kino Nocne, czyli: późnowieczorny seans filmowy. Nie pamiętam tytułu filmu. Pamiętam, że to był horror. Wydaje mi się, że to mogłaby być "Noc Wilkołaka", ale głowy nie dam.
W każdym razie miało być dość strasznie, mroczno i krwiście.
Ale przed seansem nastąpiła nasza długo przeze mnie oczekiwana rozmowa:
- Obraziłaś się na mnie, czy co...? - spytałem pełen obaw.
- Nie, dlaczego?
- Przez cały dzień jakoś mnie unikasz
- Nieee... wydaje ci się.
Nagle olśniła mnie myśl jak płomień.
- Żałujesz? - strzeliłem z grubej rury.
- Nie.
Gosia uśmiechnęła się i był to uśmiech szczery i niewymuszony. W każdym razie ja nic takiego nie zauważyłem.
- Bo jeśli tak, to... przepraszam – bąknąłem.
- Spoko, spoko, nie było tragedii, z resztą dałam ci wygrać...
- Co!?
- No, specjalnie się podłożyłam...
- Bez jaj...
Nie uwierzyłem od razu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może być możliwe. Z Gośką wszystko się mogło zdarzyć. Padł mój kolejny mit. Do tej pory uważałem, że moje wczorajsze szczęście było wynikiem genialnej rozgrywki, a tu...
- W takim razie powiedz mi dlaczego? - brnąłem dalej w otchłań bezdenną.
- Kiedyś ci powiem, na pewno...
Mówiąc to Gosia cmoknęła mnie lekko w policzek.
- A teraz patrzymy - rzuciła rozsiadając się wygodnie obok.
Zaczął się film.

Szczerze mówiąc niewiele z niego pamiętam. Kątem oka patrzyłem na Gośkę i o niej myślałem. To zajęło mnie całkowicie. Film zszedł na dalszy plan.
Skończył się tuż przed pierwszą i odczułem ulgę z tego powodu.
Położyłem się do łóżka, zamknąłem oczy. Myśli wciąż były skotłowane w mojej głowie jak w gotującym się garnku. Starałem się skupić na czymś innym i wsłuchiwałem się w noną ciszę. Nagle jednak zabrzmiał inny dźwięk niż te, których można było się spodziewać.
Skrzypnęły drzwi mojego pokoju a w szparze pojawiła się twarz Gośki.
- Darek... - zaczęła niepewnie - mogę się położyć obok ciebie?
- A co się stało?
- Nic, ten horror...
- Dobra, wskakuj.
Zrobiłem jej miejsce.
- Niepotrzebnie go oglądałam - wyznała - przecież ja się boję tych wszystkich straszydeł...
- Ty!? - moje zdziwienie było ogromne.
Kogo jak kogo, ale Gośkę, tego diabła wcielonego podejrzewać o strach, to byłoby niewybaczalne. Coś mi tu nie grało. Ale niech będzie...
Leżeliśmy na plecach obok siebie z rękami wzdłuż cała. Lekko stykały się nasze dłonie. Słuchaliśmy własnych oddechów. Chwila była po prostu magiczna. Ścienny zegar odmierzał kolejne sekundy, chociaż takim czasomierzem mogłaby być równie dobrze nasza krew miarowo
pulsująca w żyłach.
Gosia pachniała cudnie. Wdychałem ten aromat. Tak samo pachniało w sypialni rodziców i wujostwa. Może tak pacnie miłość lub taki jest zapach seksu? Tego nie wiem do dziś. Była to jednak cudowna mieszanka działająca na wszystkie zmysły. Rozmarzyłem się i jak zwykle stwardniałem w dole brzucha.
- Myślisz czasem o seksie? - spytała cicho.
- Tak, nawet często – wyznałem.
Zawsze starałem się mówić prawdę.
- Ja też myślę i wtedy robię się wilgotna... tam... - wskazała ręką kierunek, ale nie musiała tego nawet robić, bo dobrze wiedziałem - wiesz, że gdy się tam głaszczę, to robi się mi wtedy tak przyjemnie i błogo...
- Wiem, mam podobnie...
Opowiedziałem co ze mną się dzieje w chwilach napięcia i jak sobie z tym radzę. Słuchała zaciekawiona.
- ...myślę wtedy o tobie – zakończyłem.
- Mnie też się kilka razy... często śniłeś - poprawiła się zaraz - Jak myślisz?... Czy to jest miłość?
- Nie wiem, ale chyba tak...
- Mama opowiedziała mi już kiedyś jak to jest, gdy kobieta pragnie faceta i co się z nią wtedy dzieje...
- A z tobą co się wtedy dzieje?
- To samo, czuję to samo...

Gośka usiadła opierając się o ścianę. Prawie zlewała się z nią w tej swojej różowej piżamce. Niewiele myśląc też usiadłem. Starałem się odgadnąć jej myśli, ale spojrzenie Gośki nic a nic nie zdradzało. Ciekawe co było widać w moich oczach?
- O czym teraz myślisz?
Aż jęknąłem wewnętrznie na tą jedność myśli.
- Ja... nooo... - zacząłem się motać – o tym, że tak fajnie jest jak tu siedzimy, gadamy i o tym, że bardzo bym cię chciał dotknąć i...
Ulżyło mi, gdy to wszystko z siebie wyrzuciłem. Spodziewałem się czegoś miażdżącego w odpowiedzi, ale Gosia długo milczała. Chyba, że tak mi się tylko wydawało. Czyżby to czas się zatrzymał? Biłem się z myślami.
Nagle Gosia złapała moją rękę w nadgarstku i zbliżyła do swej piersi. O rany... Dotykałem jednego z cycusiów Gosi. Miałem go w dłoni. Wszystko we mnie jeszcze bardziej zabuzowało. Ciśnienie stało się ekstremalnie wysokie. Wszystko zaszkliło się przed oczami i rozmazało.
- Zaczekaj... - jej szept wydał mi się okrzykiem, który ściągnął mnie na ziemię i cofnąłem rękę.
Ale nie na długo. Gosia rozpięła guziki i rozchyliła swą piżamę. Znów mogłem je widzieć i patrzyłem na nie dłuższą chwilę nim przykryłem je dłońmi. Dwa piękne cycusie tak cudowne i miłe w dotyku. Były lekko nabrzmiałe, a sutki sterczały, co wyraźnie czułem na dłoniach.
Gośka położyła się na plecach, a ja obok na lewym boku. Prawą dłonią wodziłem po jej piersiach. Zamknęła oczy i przygryzła dolną wargę. Ona cała była cieplutka, gorąca. Oddychała głęboko.
"Niech się dzieje co chce i raz kozie..." przemknęło mi przez głowę. Zbliżyłem usta do jej cycusiów. Pocałowałem sterczący sutek.
W tym momencie prawie podskoczyła z wrażenia, ale nie zaprotestowała czy próbowała wstrzymać. Kontynuowałem więc tę czynność.
Muskałem ustami piersiątka mojej Gosi. A ona wczepiła palce w moją czuprynę. Zaczęła oddychać nieco ciężej, gdy wargami ssałem jej jedną pierś, a dłonią gładziłem drugą.
To było takie cudowne, nowe, piękne i pierwsze. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Płynąłem przez nieznaną mi do tej pory przestrzeń.
Jakoś tak machinalnie moja ręka powędrowała w okolice jej pasa próbując wślizgnąć się pod gumkę, ale reakcja Gośki była natychmiastowa. Złapała ją i pociągnęła bliżej swych piersi.
- Wiesz czego mi tu teraz brakuje?
Pokręciłem przecząco głową.
- Pocałunków... pocałuj mnie...
Poprawiłem pozycję i rozpiąłem swą koszulę piżamy. Całowaliśmy się.


Położyłem się na Gosi i objąłem ją. Zaczęliśmy jednocześnie falować mimowolnie udając ruchy prawdziwych, to znaczy dorosłych kochanków. Miałem nadzieję, że Gosia wyczuje moje podniecenie, bo byłem naładowany jak chyba jeszcze nigdy. Moja dłoń błądziła w okolicach jej bioder. Wsunąłem ją nawet pod pupę Gosi. Pomogła mi w tym unosząc je lekko do góry. Jej pośladki oprócz tego, że były bardzo kształtne i przypominały gruszkę, to były jeszcze takie mięciutkie, jędrne... Kurczę, stąd było już tak bardzo blisko do skarbu mojego Gosiaczka.
Zbliżałem się tam powoli. Przesunąłem rękę i dotknąłem jej brzucha. A potem powoli, powoli w dół. Minąłem linię pasa. Już wyczuwałem opuszkami palców jej włoski łonowe. Były lekko zroszone rosą. Szedłem dalej. Wyczułem też już jej szparkę. Spojrzałem na Gosię. Nadal miała zamknięte oczy i rozchylone usta. Jedna jej ręka była wczepiona w moje włosy, a drugą masowała swego cycusia. Nie zaprotestowała, gdy wodziłem palcem po jej sromie.
Jęczała cichutko. Krótkie "a... a... a..." rozpraszało ciszę. Nie przerywałem pieszczoty. Wodziłem palcem w górę i dół. Korciło mnie, aby wsunąć palec nieco głębiej. Powstrzymałem się jednak. Gosia falowała sama. Już nie były to ruchy całkowicie przez nią kontrolowane. Falowała dość intensywnie. Rzucała się jak ryba w sieci. Mocno trzymała moje włosy. Miałem wrażenie, że wyrwie mi je.
Podrzucała energicznie biodrami. Coraz mocniej.
- Aaaaaa... aaaaaaaaa... - z jej ust było coraz głośniejsze, aż wreszcie osiągnęło apogeum.
Przytuliła mnie mocno do siebie. Mógłbym tak zostać już na zawsze z twarzą przy jej cycusiach. Były zroszone świeżym potem.
Śliskie i pachnące ekstazą. Wypuszczałem z ust strumienie ciepłego powietrza na te dwie górki zaróżowione jeszcze bardziej niż były.
Nie wiem czy mi się wydawało, ale wokół jej sutek wykwitły jakby pajęcze sieci.
- Kocham cię, Gosiu - szeptałem raz po raz...

Otworzyłem oczy. Nadal miałem twarz położoną na słodkich piersiach Gosi. Ona gładziła moje włosy. Położyłem się równo z nią.
- Mama mnie chyba zabije – stwierdziła.
- Nie bój się, obronię cię... chyba nie zamierzasz jej powiedzieć? - tu już wdarł się lekki niepokój.
- Nie, ale ona wie wszystko, a jak nie wie, to się dowie.
Faktycznie. Ciotka miała w sobie wiele z porucznika Colombo.
- To... a to była miłość? - spytała po chwili.
- Tak, to miłość – potwierdziłem.
Byłem tego pewny jak niczego wcześniej. Przytuleni odliczaliśmy minuty.
- Fajna jest... powtórzymy jeszcze?
Pocałowałem ją w usta.

Do siebie wróciła po piątej rano...
Następnej nocy wszystko odbyło się prawie tak samo. Tyle, że tym razem w jej pokoju i byliśmy całkiem rozebrani, gdy opadliśmy na białą pościel. Leżeliśmy naprzeciwko siebie i wodziliśmy rękami po swych ciałach. Nie było już miejsca, które chroniłby pancerz ubrania. W sumie to ja po raz pierwszy rozebrałem się przy Gosi.
Nasze pieszczoty były już pewniejsze. Już wiedzieliśmy o sobie więcej niż wczoraj. Bariery i granice były już luźniejsze.
Posuwaliśmy się wolno do przodu.
A nasze pieszczoty... Przebijała się przez nie delikatność i subtelność o jakie siebie wcale bym nie posądził. Otaczała nas magia.
Czułem ją wyraźnie, jak oplata nas swym płaszczem z mgły.
Poprowadziłem jej rękę w stronę swego krocza. Dotknęła go ręką i zacisnęła na nim dłoń. Pokazałem jak powinna nią poruszać. Ona patrzyła w dół, wprost na niego. Stał na baczność. Był sztywny i twardy. Ruchy ręki Gosi spowodowały, że jęknąłem. Były delikatne, powolne. Zupełnie inne niż moje dotykanie się i masowanie ręką ptaszka. Teraz trzymała go zaledwie w paluszkach. Niesamowite.
- Pocałujesz go? - spytałem.
- Oszalałeś - prawie krzyknęła i wypuściła z rąk.
Moja reakcja była też szybka. Objąłem ją mocno, żeby przypadkiem nie uciekła i przytuliłem.
- Przepraszam - szepnąłem wprost do jej ucha.
Widziałem na zdjęciach jak kobiety brały do ust nabrzmiałe penisy swych partnerów, więc pomyślałem, że...
- Mogę ja cię tam pocałować?
- Nie
Przytuliłem ją nieco mocniej.
- A chociaż zobaczyć cię?
Poprawiła się. Siadła wygodnie i rozsunęła nogi. Dotykając lekko kciukami rozszerzyłem jej wargi sromowe. Wreszcie zobaczyłem ten najbardziej skrywany sekret dziewczyny. Jej cipkę. Wyglądała identycznie jak te na rysunkach czy fotkach. Mogłem z pamięci opisać wygląd w najdrobniejszych szczegółach. W tym byłem biegły. Ale to była dotychczas tylko czysta teoria.
Cała głębia była istną poezją. Wszystkie elementy kobiecego krocza: wargi sromowe większe i mniejsze, spojenie łonowe, łechtaczka tworzyły zachwycający mechanizm. Zachwyciłem się nim ogromnie. Korciło mnie aby jednak pocałować jej otwartą muszelkę, ale nie zrobiłem tego. Dotknąłem tylko miękkiego różowiutkiego ciałka. Całowałem jej oda. Wędrowałem w stronę kolana, potem do stóp. I z powrotem.
Klęknąłem, a właściwie przysiadłem na nogach między jej nogami. Z tej perspektywy Gosia wyglądała bardzo interesująco. Miała jak zwykle zamknięte oczy i przygryzała dolną wargę. Ręce wyciągnęła do góry. Przytknąłem członka do jej muszelki. Drgnęła.
- Nie... - odezwała się cicho.
- Spokojnie, uwierz mi...
Wodziłem żołędziem po wejściu. Wyobraziłem sobie jak by to było, gdybym wszedł w nią, gdybym się zagłębił, gdybym wniknął w tę mokrą, śliską i ciepłą szczelinkę. Cóż to za mistyczna pieczara...
Położyłem go na jej czarnym trawniczku. Docisnąłem dłonią i zacząłem szorować po jej wilgotnej łące. Wkrótce moją dłoń zastąpiła dłoń Gosi. Ja mogłem uchwycić ją w biodrach. Wreszcie położyłem się na niej nie przerywając swych ruchów. Mój mały znalazł się pomiędzy nami, ściśnięty zarówno z góry, jak i od dołu. Gośka objęła mnie swymi nogami na wysokości zgięcia moich kolan. Całowałem jej twarz i szyję. Oddawała mi pocałunki równie namiętnie i gorąco.
Było mi tak cudnie i błogo.
Wytrysnąłem. Stało się to nieoczekiwanie. Zamarliśmy w tym momencie oboje.
- Co to? - spytała dysząc.
- To ja... to ze mnie...
Mój głos był cichy. Brzmiały w nim radosne nuty, ale obok nich czaiło się coś w rodzaju zawstydzenia i zakłopotania całą tą sytuacją.
Podniosłem się. Brzuszek Gosi, prawie do piersi był zroszony moim nasieniem. Do mojego brzucha też trochę się przykleiło. Dotknęła palcem tej mazi. Podniosła rękę do góry.
- A więc to twoje... sperma... dużo tego... - mówiła jakby do siebie.

Położyłem się obok niej. Poczułem ulgę, wielką ulgę. Całe napięcie dotychczas skumulowane w moim ciele zeszło ze mnie w jednej chwili. Wydało mi się dużo pełniejsze niż ten stan, który potrafiłem osiągnąć "na własną rękę". Przytuliłem Gośkę mocno do siebie nie zważając na to, że jesteśmy ubrudzeni moim nasieniem. Chciałem wciąż czuć jej bliskość, jej ciepło, jej oddech, gdy oparła głowę na moim torsie.
Magiczna chwila trwała. I pewnie trwała by jeszcze dalej, gdyby nie dźwięk hamującego, dużego samochodu, a po chwili trzask zamykanych drzwi.
- Ojciec - krzyknęła Gosia.
Zerwaliśmy się jak oparzeni. Szybko ubieraliśmy się. Pomknąłem do swego pokoju. Tak. To był wujek. Wrócił niespodziewanie z kolejnej trasy.

- Może to jakiś znak - zastanawiała się rano.
- Jaki znak? - nie zrozumiałem.
- Znak, że może nie powinniśmy tak...
- Jak? - nadal nie rozumiałem.
- No wiesz...
- Gosiu, nie robimy nic złego...
- No nie wiem... może za szybko lub za wcześnie?... grzeszymy!
- Od kiedy miłość jest grzechem?
- Nie jest...
- No więc nie rozumiem
Zaczynało mi brakować argumentów. Przytuliłem ją mocno i pocałowałem w usta.
- Zakochałem się w tobie, kocham cię...
- Też cię kocham.
Siedzieliśmy w ogrodzie na naszej ławeczce oparci o siebie plecami.
- Nie chcę, żebyśmy zapomnieli o sobie...
- Ja na pewno nie zapomnę - przerwałem jej - zawsze będziesz w moim sercu... zresztą czemu rozmawiamy tak jakbyśmy się mieli już nigdy nie spotkać... Zobaczymy się w przyszłym roku... Może wtedy uznasz, że nadszedł nasz czas...

Wtedy postanowiliśmy zrobić coś co miało przetrwać bardzo długo. Przynajmniej do tego momentu aż ten czas wreszcie nadejdzie.
Napisaliśmy na kartkach co myślimy, co czujemy, czego pragniemy i wraz z paroma naszymi zdjęciami i różnymi pierdołami (ale dla nas wtedy ważnymi) włożyliśmy do szklanego słoika i zakopaliśmy przy schodach wejściowych.
- Otworzymy za kilka lat... razem... - uśmiechnęła się promieniście.
Nie zapomnę naszego pożegnania, gdy wyjeżdżałem tuż po piętnastym sierpnia. Było to najdłuższe i najbardziej łzawe pożegnanie w naszej historii. I przyznaję się bez bicia: ja też byłem bardzo wzruszony. Bardzo. Chyba naprawdę się zakochałem.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, ale spotkaliśmy się na dłużej dopiero za trzy lata. W tym czasie, owszem, widywaliśmy się podczas weekendów czy różnych uroczystości, ale krótko i zawsze w towarzystwie, którego nie można się było pozbyć...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Półsiostra

Złota Fantazja – Bianka cz.I