Osiedlowa dziewczyna cz.II
- Zanim pójdziemy do ciebie, to może najpierw przejdziemy się? - spytała - przewietrzymy się trochę...
- Okej - zgodziłem się, chociaż najchętniej poszedłbym z Justyną prosto do mnie - Jasne. Możemy trochę pospacerować. Będzie mi bardzo miło.
– Mnie także.
- Tylko sobie o mnie nie pomyśl że jestem łatwa i daję dupy komukolwiek - rzuciła nagle Justyna.
– Dlaczego tak miałbym pomyśleć? – spytałem.
– Piotrek już pewnie zdążył nagadać ci o mnie niestworzone rzeczy.
- Nie -zaprzeczyłem - Coś tam napomknął, ale rozmawialiśmy o innych sprawach.
- Z Piotrka jest taka gaduła i pierdoła. Lubi dużo mówić, ale niekoniecznie o sobie. Z reguły o innych. Powiedz mi więc, co mówił o mnie.
- Naprawdę nic takiego – trochę kłamałem, ale miałem nadzieję, że tego po mnie nie widać – tyle o ile.
- Dobra. Nie będę drążyła tego tematu. To zresztą nieważne. Spodobałeś mi się i... I pomyślałam sobie, że fajnie byłoby cię poznać. Może nawet bliżej.
Słysząc te słowa mogłem się tylko cieszyć. Noc zapowiadała się całkiem nieźle. Miał ją wypełnić niczym nieskrępowany seks.
- Lubią to robić, ale nie robię tego z każdym. Facet musi mieć w sobie to coś. Musi mnie zachwycić - ciągnęła dalej Justyna.
- Czyżbym miał to coś? - spytałem.
- Tak - odpowiedziała bez zastanowienia – jesteś inny niż cała reszta.
Dalej nie dopytywałem. Jej słowa sprawiły mi dużą przyjemność. To naprawdę przyjemne jest, gdy słyszy się o sobie superlatywy.
- Wydaje się, że jesteś w porządku. O tym jednak dopiero się przekonamy. Coraz bardziej chcę iść z tobą do łóżka.
- Ja też. Gdy tylko cię zobaczyłem, to bardzo chciałem cię poznać.
- Skoro więc oboje tego chcemy - uśmiechnęła się Justyna – to nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy to zrobili.
- Czekam na to z ogromną niecierpliwością.
- Zauważyłam. No to co? Kończymy już spacer i kierujemy się do ciebie?
- Z największą przyjemnością.
- To chodźmy – odezwała się Justyna biorąc mnie za rękę.
Weszliśmy do salonu. Justyna rozejrzała się ciekawie dookoła
- Fajnie mieszkasz – stwierdziła odrzucając torebkę na fotel.
Potem chwyciła za brzeg swojej bluzki i ściągnęła ją z siebie posyłając w ślad za torebką. Sięgnęła rękami do tyłu i po chwili zdjęła stanik.
- Na co czekasz? – spytała z ciekawością.
Właśnie. Na co ja czekałem?
Nie wiem.
Możliwe, że zaskoczyła mnie szybkość przechodzenia do sedna naszego spotkania. Też bywałem szybki, ale Justyna rozwinęła prędkość światła. Nie upłynęło pół minuty, a ona stała już przede mną półnaga. Naprawdę szybko to poszło i bardzo fajnie. Zacząłem więc i ja dostosowywać się do sytuacji. Szybko pozbyłem się koszuli, spodni i całej reszty garderoby. Teraz staliśmy przed sobą nadzy, jak biblijni Adam i Ewa, a mój salon robił za Raj.
No i ekstra...
Przytuliliśmy się mocno do siebie i zanim zaczęliśmy się pieścić, trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Gdy minęła opadliśmy na kanapę i...
Zacząłem szybko i nieco gwałtownie. Start rzeczywiście był z wielkim przytupem. Oczywiście nie było to na chama. To był start kontrolowany. Justyna na pewno wyczuła we mnie dużą dozę niecierpliwości, pożądania, wręcz napalenia, czyli: wielkiej chcicy, ale starałem się tonować te elementy.
- Chyba dawno nie byłeś z dziewczyną?
- Już jakiś czas, to prawda – przyznałem.
- Czuję to.
Nic nie dało się przed nią ukryć. Rozszyfrowała mnie w jednym momencie.
- Więc wynagrodzę ci to – powiedziała kucając przede mną.
Bez żadnego skrępowania wzięła do ust moją sterczącą męskość...
Leżałem na Justynie, a ona obejmowała mnie mocno swoimi nogamii w biodrach. Byliśmy złączeni w jedną całość. Nie można nas było od siebie oderwać. Siła przyciągania między nami była wielka.
Całowałem jej twarz i szyję. Rękami przytrzymałem jej głowę. Moje pocałunki były mieszaniną gwałtowności, niecierpliwości z dużymi pokładami delikatności. Byłem tego spragniony.
Wystartowałem z górnego C i teraz należało tylko utrzymywać to tempo, a nawet przyspieszyć.
Po chwili lewą ręką masowałem już jej pierś. Średniej wielkości cytrynkę przykrywałem swoją silną i twardą dłonią.
Krok za krokiem posuwałem się coraz dalej. Dobrze wystartowałem i teraz wystarczyło tylko utrzymywać poziom.
To nawet nie było zwierzęce. Zapłonął w nas wielki ogień namiętności i grzaliśmy się w jego cieple.
Justyna pięknie pachniała. Jej płyn do kąpieli był o smaku mango i z prawdziwą przyjemnością wdychałem ten zapach. W połączeniu z naturalnym zapachem i smakiem Justyny była to prawdziwie wybuchowa mieszanka. Wzbierała we mnie w zastraszającym tempie i to było najpiękniejsze.
Wpijałem się ustami w nabrzmiałe piersi mojej kochanki. Sutki Justyny też już stały w postawie zasadniczej. Gdy sięgnąłem ręką między jej nogi, poczułem wilgoć wypływającą z pomiędzy warg sromowych. Justyna była coraz bardziej gotowa, aby mnie przyjąć w swoim środku.
Ja już od jakiegoś czasu byłem na to gotowy. Mój penis sterczał nabrzmiały właściwie od momentu, gdy weszliśmy do mojego mieszkania. W moich spodniach było naprawdę ciasno. Chyba powinienem zacząć nosić luźne bokserki zamiast zwykłych slipek.
Już było mi dobrze i czułem się wspaniale, a co dopiero będzie wraz z rozwojem sytuacji?
Po prostu będzie jeszcze lepiej, jeszcze wspaniałej, rozkoszniej... Musi tak być. Nie ma innego wyjścia. Wszystko już zaszło tak daleko, że nie ma odwrotu.
Nieważne było, że wcale nie znałem Justyny. Widziałem ją przecież pierwszy raz w życiu.
Kiedyś zdarzało mi się iść do łóżka już na pierwszej randce, ale to nawet nie była randka, tylko przypadkowe spotkanie w knajpie. Zanurzyłem się więc cały w tym morzu rozkoszy.
Wszedłem w Justynę nie zapominając przy tym, aby założyć prezerwatywę. Gumki miałem zawsze w portfelu, a poza tym kilka leżało w szufladzie nocnej szafki. Tak na wszelki wypadek. Gdyby okazały się konieczne, to były pod ręką.
Justyna była tam niezwykle ciasna. Wepchnąłem jednak w jej środek swojego penisa. Jęknęła z rozkoszy. Podobnie ja. Z moich ust wyrwał się dźwięk ekstazy. To był prawdziwy gwóźdź programu, do którego dążyłem od samego początku. Crème de la crème bez którego noc byłaby czarna jak kawa. Prawdziwa śmietanka. Coś najlepszego. Najlepszego z najlepszych. Kwintesencja naszego spotkania.
Nasze ciała falowały w zgodnym rytmie. Wypełniliśmy siebie w stu procentach i dopełnialiśmy sobą ewentualne braki. Co prawda, nie było ich, bo idealnie się dopasowaliśmy. Zupełnie jakbyśmy nie robili tego pierwszy raz, ale byli parą kochanków od dłuższego czasu.
To było idealne wprost połączenie. Wszystko było tak, jak powinno być. Nasz stosunek był ze wszech miar idealny....
Po wszystkim zasnęliśmy mocno w siebie wtuleni.
Zdjęcia: www.sexeo.pl









Komentarze
Prześlij komentarz