Maszynka do lodów cz.II
Przez dziurę w ogrodzeniu dostaliśmy się na teren podupadłego amfiteatru. Kiedyś był on miejscem, w którym często odbywały się koncerty plenerowe. Czas jednak nie był łaskawy i amfiteatr powoli popadał w ruinę. Za sceną było osłonięte przed oczami ciekawskich miejsce, gdzie można było się skutecznie ukryć i zaszyć bez wzbudzania niezdrowej ciekawości osób postronnych. Tam właśnie prowadziła mnie Anita. Przez cały czas trzymała moją rękę. Gdy tam się znaleźliśmy, odwróciła się do mnie, zarzuciła mi ręce na szyję, pocałowała w policzek.
- Poczekaj chwilę - powiedziała i dodała wyjaśniająco – strasznie zachciało mi się siku.
Potem odeszła nieco dalej. Sięgnęła rękami pod mini spódniczkę, ściągnęła majtki do kostek, podniosła spódniczkę lekko do góry i przykucnęła. Po wszystkim wyciągnęła z torebki papierową chusteczkę i wytarła się między nogami. Chusteczkę odrzuciła w stronę pobliskich krzaków. Wstała i poprawiła ubranie. Podeszła do mnie.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmiła – jak ci się tu podoba?
- Fajnie - odpowiedziałem – jest niezwykle i niespotykanie.
- O to mniej więcej chodzi, aby było fajnie, przyjemnie i niezwykle. Niestandardowo. To zapamiętasz bardzo długo.
Anita ponownie zawróciła ręce na moją szyję.
- Poza tym nikt nie będzie nam tu przeszkadzał.
- Znasz dobrze to miejsce?
- Rzadko tu bywam. Wolę to robić w innych miejscach. Na przykład: u mnie.
- Dlaczego więc tego nie zaproponowałaś?
- Nie znamy się przecież aż tak dobrze. Gdy się poznamy, to może...?
- Z przyjemnością więc wezmę to, co dajesz.
- To dobrze. Dam ci jeszcze więcej.
- O tym marzę.
Anita majstrowała już rękami przy moim rozporku. Bez problemu rozpięła zamek, odpięła pasek i guzik jeansów. Delikatnym i powolnym ruchem ściągnęła je aż do kostek. Moje majtki były już napięte od sterczącego penisa. Miałem wrażenie, że za chwilę pękną w szwach. Anita z podziwem wpatrywała się w miejsce poniżej mojego brzucha.
- Zapowiada się nieźle – stwierdziła.
Złapała za gumkę moich majtek i zsunęła je ze mnie. Mój fiut wyskoczył z nich, jak z katapulty. Chwilkę kołysał się w górę i w dół. Oczy Anity zrobiły się jeszcze większe.
- Dużego masz – stwierdziła – i bardzo ładnie zbudowanego.
Jeśli chodzi o mojego członka, to nie mogłem narzekać. Zostałem dość hojnie obdarzony przez naturę. Prawie dwadzieścia centymetrów we wzwodzie, to jest powód do niejakiej dumy. Fakt, że wielkość nie ma znaczenia, bo liczy się sprawność i technika, ale tych kilka centymetrów więcej wcale nie szkodzi.
Dlaczego słowo penis pisze się przez "ch", a nie przez "h"? Bo pisane przez samo "h" ma tylko trzy litery, a przez "ch" już cztery, a więc jest dłuższy...
W każdym razie moja męskość zrobiła na Anicie duże wrażenie.
- Nie wiem, czy go zmieszczą całego - zastanawiała się na głos - ale będzie to dla mnie duża przyjemność. Lubię ssać męskie pałki.
Jej słowa nie zostały rzucone w próżnię. Anita przykucnąła i wzięła do ust moją nabrzmiałą pożądaniem męskość. Wbrew swoim i moim obawom zmieściła go całego w swoich ustach. Prawie aż po same jądra zniknął w jej buzi.
Wow! O ja pierniczę! Jednym susem znalazłem się w niebie. Stało się to w jednej sekundzie. Błyskawicznie i natychmiastowo zostałem teleportowany do całkiem innego wymiaru. A wystarczyło tylko, że Anita otuliła wargami nabrzmiałego penisa pulsującego pod ciśnieniem przepływającej krwi. Niby to zwykły kawałek mięsa, ale bardzo unerwiony i podatny na impulsy. Ciśnienie było wysokie, wyraźnie je czułem. Na ciele pojawiła się gęsia skórka. Drżałem z podniecenia. Moje usta były spierzchnięte. Ciężko oddychałem. Byłem maksymalnie napięty. Prawie tak, jak balon tuż przed pęknięciem. Tak też się czułem. Jakbym miał za chwilę wybuchnąć. Powoli przestałem kontaktować. Rzeczywistość rozpłynęła się. Obrazy przed oczami były zamglone, niewyraźne, nierealne i jakby abstrakcyjne...
Zacząłem coraz silniej reagować. Wydawałem z siebie trudne do określenia jęki i ekstatyczne westchnienia. Stawały się one coraz głośniejsze, aż w pewnej chwili zacząłem się obawiać czy nie sprowadzą one kogoś do naszej świątyni miłości tuż przy amfiteatrze. Nocą przecież wszelkie odgłosy niosą się dużo dalej i są wyraźniejsze niż w ciągu dnia. Ale zresztą...! Właściwie guzik mnie to obchodzi. Było mi tak dobrze, że wszystko to co było wokół mnie i Anity było nieważne i nie liczyło się wcale. Liczyliśmy się tylko my, pośrodku wszystkiego. W samym centrum świata. Ja, Anita i jej usta, które dokonywały cudów. Wspaniale! Było mi wspaniale!
O, kurwa .. Jak mi było dobrze!
Nie mogłem określić, jak długo przebywałem w tym stanie boskiej nirvany. Jedno jest pewne: na pewno zbyt krótko. W życiu jednak jest tak, że nic nie trwa wiecznie i wszystko, co dobre szybko się kończy, zbyt szybko. Tak było i tym razem. Czułem, że zbliżam się do szczęśliwego końca. Czułem, że ten happy end jest tuż za rogiem, odległy tylko okrąg, może dwa kroki.
Gdy nastąpił, wytrysnąłem obfitym strumieniem spermy przed siebie. Omal nie straciłem równowagi, gdyż nogi ugięły się pode mną w kolanach
Zupełnie, jakby ktoś na chwilę wyciągnął wtyczkę z zasilania. Trwało to na szczęście zaledwie ułamek sekundy.
Anita kończyła ręką, ale gdy tylko wystrzelił pierwszy ładunek ponownie wzięła do ust mojego członka i zaczęła ssać go, a on powoli kurczył się, malał i flaczał. Zawsze w takich sytuacjach wydawał mi się być obrazem nędzy i rozpaczy. W tym momencie też tak było, ale coś za coś. Było uniesienie, teraz musi być opadnięcie. To istna sinusoida. Najpierw w górę, potem w dół. Raz na wozie, raz nawozem. Opłacało się jednak. Takie mistyczne chwile są bezcenne. Nie mają swojej ceny. Genialne. Wspaniałe...
KONIEC









Komentarze
Prześlij komentarz