WAKACJE Z GOSIĄ cz.III
Przez
ten czas kilka razy udało nam się spotkać, ale zawsze na krótko i
w towarzystwie, ale te spotkania dawały nam siłę. Tęskniliśmy za
sobą i nie myślę tu tylko o... wiadomo o czym.
Byłem w niej
zakochany. Tęskniłem i cierpiałem katusze z tego powodu. Owszem,
były obok mnie inne dziewczyny, niektóre nawet fajne, ale to nie
było nic poważnego. Jakieś kino, spacery i inne bajery, imprezy;
ale to tylko dla osobistej higieny. Bo wiadomo: jak nie masz
dziewczyny, to jesteś ohydnym koniobijcą albo pedałem. Taka była
wtedy filozofia. Dziś chyba też, ale powiedziałbym raczej: gejem
lub kochającym inaczej...
Gośka była dla mnie tą jedną i
jedyną. Z wielu znanych mi do tej pory dziewcząt tylko ona
stanowiła swoistą mieszankę wybuchową. Taki mój prywatny koktajl
Mołotowa. Mieszanka była iście diabelska: śmiałość,
spontaniczność, łobuzerstwo, prowokacja, delikatność, subtelność
i wiele innych elementów, które składały się na jej obraz
wewnętrzny, które tak bardzo mnie zachwycały i których u żadnej
innej nie spotkałem.
A na zewnątrz: już była kobietą w pełnym
tego słowa znaczeniu. I to piękną, bez zbytniej przesady.
Rok
1990.
Jechałem na te wakacje wyładowany pozytywnymi emocjami i
energią. W marcu skończyłem osiemnaście lat. Ten fakt dawał dużo
większe możliwości i roztaczał większe perspektywy. Miałem
dowód. Świat stawał przede mną otworem.
Gośka czekała na
mnie na dworcu. Zauważyłem ją od razu jak tylko wysiadłem z
pociągu. Zaraz, wśród pisków, wrzasków i wielkim ryku radości
odtańczyliśmy dziki taniec budząc powszechne zdziwienie innych.
Dalsza droga PKS-em do Enen upłynęła błyskawicznie. Nawet nie
zauważyliśmy jak znaleźliśmy się na miejscu zajęci rozmową.
Opowiadałem jej o mojej osiemnastce i balandze z tej okazji. Gosia
nie była na niej, bo miała dużo ważniejsze sprawy. Kryśka i
Dzidek kończyli właśnie sprawę rozwodową. Przesłała mi tylko
pocztą życzenia. Prezent miałem otrzymać jak przyjadę.
No i
wszystko w tym momencie było na swoim miejscu. Było tak, jak być
powinno.
Wieczorem siedliśmy na huśtawkach.
- Cieszę
się, że już jesteś, bo tęskniłam bardzo, tyle czasu...
- Ja
też tęskniłem... bardzo.
- Bujasz... faceci nie są tacy.
-
Ja jestem inny.
Oparła mocniej głowę na moim ramieniu.
-
Masz dziewczynę? - spytała.
- Nie mam - odpowiedziałem zgodnie
z prawdą.
- Jak to?! - zdziwiła się i od razu zaserwowała mi
kuksańca w bok - a ja?!
Z trudem udawała wściekłość.
- To
ty jesteś moją dziewczyną?! - zdziwiłem się równie
przesadnie.
- Oż ty... - wstała i siadła na moich kolanach
twarzą do mnie - to ja, tutaj, jak mniszka, myślę tylko o tobie i
nie chodzę na randki, a ty mi tu taki numer... no nie, koniec, idę
do domu...
Rzeczywiście, wstała i ruszyła w jego stronę. Gdyby
nie uśmieszek drgający w kącikach jej ust mógłbym pomyśleć, że
naprawdę się "wpieniła".
- Gośka!!! Zaczekaj!!! -
krzyknąłem rozdzierająco dostosowując się do sytuacji.
Stanęła,
odwróciła się do mnie
- Bierzemy rowery i jedziemy nad jezioro?
- spytała.
- Teraz?! - zdziwiłem się.
- No jasne... -
odparła – Mamo! Jedziemy nad jezioro! - rzuciła w stronę
domu.
Pojechaliśmy.
Po zmierzchu wszystko wygląda
inaczej. Nasz "Balaton" też. Skąpany w mroku,
ciemnogranatowy, otulony szmerem lasu mógłby stanowić scenerię
jakiegoś horroru... albo jakiegoś romansu.
Siedliśmy na
murku.
- Lubię tu przychodzić - Gosia odezwała się szeptem -
szczególnie gdy słońce zajdzie, robi się tu całkiem niezły
klimat.
- Masz rację - zgodziłem się - niesamowicie tu jest.
-
Czerpię tu natchnienie...
- Do czego?
- Do pisania poezji.
-
Piszesz wiersze?! I co ostatnio napisałaś?
- Będziesz się
śmiał...
- Nie - stuknąłem się w piersi - jak bum cyk
cyk...
Po chwili milczenia usłyszałem jej cichy głos:
Napiąłeś
mnie
łukiem Erosa niebiańskim
by zrzucić
w otchłań
pożądania
na zawsze w sen najpiękniejszy...
Nie znam się
na poezji, nie rozumiem, ale nastrój i zmysłowy szept Gosi zrobił
swoje...
- Piękne – powiedziałem.
- Pocałuj mnie -
wyszeptała po chwili.
Bez namysłu zbliżyłem swe usta do jej
ust. Słodycz rozlała się po moich wargach. Nasze języki powoli
wirowały w motylim tańcu...
Objąłem Gosię jedną ręką,
a drugą oparłem na jej kolanie. Miała na sobie kwiecistą sukienkę
z cieniutkiego materiału. Ten fakt był niesamowity, bo Gośka nigdy
nie lubiła chodzić w sukienkach.
Zacząłem powoli podwijać
materiał. Wkrótce już dotykałem jej uda i szedłem dalej, wprost
do słodkiej pieczarki. Włożyłem dłoń między nogi Gosi. Jakimś
cudem dostałem się palcami za gumkę jej majteczek. Poczułem
delikatne włoski. Nie zaprotestowała ani nie powstrzymała mojej
ręki. Zamiast tego położyła swoją na moim kroczu. Drgnąłem a
przez moje ciało przebiegły mistyczne ciarki.
Ta śmiała i
nieoczekiwana pieszczota spowodowała, że naprężyłem się w
wiadomym miejscu. Gosia poczynała sobie coraz śmielej. Rozsunęła
mój rozporek i wsadziła w głąb całą dłoń. Oparła ją na moim
ptaszku, który aż wyrywał się na wolność. Poluzowałem pasek
spodni i odpiąłem guzik. Gosia wsunęła dłoń pod moje majtki i
zacisnęła delikatnie. Byłem nieco zdziwiony jej śmiałością i
bezpośredniością.
- Tak długo czekałam na te chwile -
odezwała się cichutko – wiesz, że jesteś jedynym z którym
jestem tak blisko i pozwalam na tak wiele...
Milczałem tuląc
Gosię do siebie. Milczałem, bo cóż mógłbym powiedzieć, że ja
też. To przecież było oczywiste.
I nagle olśnienie:
-
Gdybym mógł to rozpiąłbym nad nami ochronny parasol i odgrodził
nas od całego świata... bylibyśmy tylko my i nikt inny - płynąłem
na fali własnych słów – szkoda, że nie mamy takiego miejsca,
gdzie moglibyśmy się schować i być sam na sam ze sobą...
-
Chcę przeżyć z tobą ten pierwszy raz... tak, jak dotychczas... bo
wszystko z tobą do tej pory jest pierwszy raz... chciałabym, abyśmy
doprowadzili to do końca.
- Naprawdę chcesz?
To było chyba
głupie pytanie, ale...
- Tak - odpowiedziała pewnym głosem - i
wymarzyłam sobie każdy szczegół tej chwili, nawet spadające z
nieba gwiazdy...
- I naprawdę też tam jestem?
- Jesteś -
uśmiechnęła się szeroko i po chwili kontynuowała - tak naprawdę
to kobieta wysyła ten pierwszy impuls, to ona o wszystkim decyduje,
ona pozwala się zdobywać, ona jest ogniem...
- Skąd ty to
wszystko wiesz?
- Jestem nią, no może jeszcze nie w pełni, ale
ty mnie nią uczynisz...
Siedzieliśmy tak jeszcze długo tuląc
się do siebie i marząc.
Rano obudziłem się dość późno,
aczkolwiek słyszałem poranną krzątaninę. Najpierw ciotka
wychodziła do pracy, potem Gośka na zakupy.
Gdy wstałem Gośka
wychodziła z łazienki owinięta szczelnie ręcznikiem. Drugi,
mniejszy miała zawiązany na głowie w charakterze turbanu.
Wyglądała nieźle jak na tę porę dnia. W każdym razie lepiej niż
ja. Wymieniliśmy grzecznościowe "cześć". Dzień
zapowiadał się cudowny.
Po porannej toalecie poszedłem do
swojego pokoju. Ubrałem się. Zaniepokoił mnie pewien bezruch i
cisza w całym domu. Gośki nigdzie ani widu ani słychu.
Stanąłem
przed drzwiami jej pokoju. Zapukałem i nie czekając na zaproszenie
nacisnąłem klamkę. Po otwarciu drzwi zdębiałem na widok
Gośki.
Leżała ona na łóżku, na brzuchu, naga, z nogami
zgiętymi w kolanach którymi machała. Twarz miała zwróconą do
ściany.
Na stopy miała nałożone bielutkie skarpetki.
Jej
pośladki falowały zmysłowo przy tych ruchach. Wydawało mi się
przez moment jakby mnie nie zauważyła, ale to było przecież
niemożliwe.
- Wiedziałam, że przyjdziesz - odezwała się nie
patrząc na mnie.
Cudownie wyglądała leżąc tak w tej swobodnej
pozie. Fale gorąca, które zawsze czułem w takich sytuacjach znowu
przetoczyły się przez moje ciało. Ten widok był powalający.
Gosia
nagle znieruchomiała. Jednym płynnym ruchem wstała.
Patrzyłem
na nią jak na jakąś ikonę albo inny święty obrazek. Dotychczas
widywałem ją nagą tylko w sztucznym świetle. Teraz przez okno
wlewały się promienie słońca więc wydawało mi się, że widzę
ją taką jakby po raz pierwszy.
Było w niej już więcej z
kobiety niż mogłem zauważyć ostatnim razem.
Pierwsze co
rzuciło mi się w oczy to nieco bielsze od reszty fragmenty jej
ciała. Te fragmenty skrywane skrzętnie pod kostiumem kąpielowym.
Piersi Gośki były bardziej zaokrąglone, ale nadal niewielkie.
Niżej płaski brzuszek, cienka talia (zawsze miałem wrażenie, gdy
ją obejmowałem, że przy mocniejszym nacisku, złamię Gośkę w
pół). Dalej zaokrąglone biodra i łono porośnięte gęstym
czarnym zarostem a niżej zgrabne nóżki...
- Piękna
jesteś - wyszeptałem cicho, ale chyba zupełnie niepotrzebnie.
Nie
trzeba było żadnych słów. Gośka też tak uważała, bo
przytknęła palec do ust
- Ciii... - usłyszałem - nie mów
nic...
Ok. Mogłem zamilknąć
Podszedłem do niej bliżej.
Wciągnąłem w nozdrza jej subtelny zapach. Cała nim emanowała.
Świeżutki pot pojawił się na jej ciele ledwo dostrzegalnymi
kropelkami. Objąłem Gosię silnie ramionami na wysokości połowy
pleców. Ona przywarła do mnie obejmując za szyję. Chwilę
staliśmy tak nieruchomo smakując mistyczną chwilę.
Muskałem
wargami jej ucho, potem zacząłem spijać nektar z jej szyi.
Następnie ramiona...
Ssałem jej sutki, powoli i delikatnie.
Schodziłem w dół. Opadłem na kolana i opierając dłonie na
biodrach Gosi zbliżyłem usta do jej sekretnego trójkącika. Tu
zapach był najsilniejszy, a czarna łąka Gosi była mocno
wilgotna.
Gosia nie powstrzymała mnie tym razem i nie kazała
przestać. Mogłem się więc bez skrępowania upajać smakiem i
aromatem jej szparki. Gosia lekko odchyliła się do tyłu. Jej
początkowa bierność ustępowała i Gosia zaczęła reagować
żywiej.
Najpierw delikatnie przeczesywała palcami moje włosy,
by po chwili złapać je mocniej i docisnąć mą twarz do swego
łona. Opadła na kanapę.
Lizałem jej cipkę coraz namiętniej.
Gosia zaczęła już jęczeć. Nie przestawałem. Włosy łonowe
łaskotały mnie w nos gdy przyciskałem wargi do jej sromu. Gosia
nieco szerzej rozsunęła nogi. Miałem ułatwiony dostęp do
źródełka, ale po chwili znalazła się tam jej dłoń. Gosia
maltretowała nią swą muszelkę.
Jej ruchy były bardzo szybkie
jakby jak najszybciej chciała wprowadzić się, z moją małą
pomocą, w magiczny stan ekstazy. Oczy Gosi już były "niewidzące",
oddech szybki i urywany, a z jej ust wyrywały się ekstatyczne jęki.
Odsunąłem rękę Gosi i mocniej wpiłem się w różowe "mięsko"
między jej nogami. Jęknęła zdecydowanie głośniej a ja
kontynuowałem oralną pieszczotę do momentu aż doszła wśród
jęków, drżeń a moje usta zalał jej intymny sok. Dłuższą
chwilę leżeliśmy bez ruchu...
Podniosłem się pierwszy,
ale tylko po to, by położyć się nieco wygodniej obok Gosi.
Musieliśmy stanowić całkiem ciekawy obrazek. Ona całkiem naga, ja
ubrany skąpani światłem lipcowego słońca.
Otworzyłem oczy,
gdy poczułem dłoń Gośki w okolicach mojego rozporka siłującą
się z zamkiem błyskawicznym. Rozpięła go a potem odpięła guzik
spodni i sięgnęła do majtek. Wydobyła go i nakryła dłonią.
Chwilkę przebierała po nim palcami. Wreszcie ujęła silniej w
dłoń. Oparła policzek o moje biodro i bawiła się nim zsuwając
napletek w górę i dół. Mój żołnierzyk był już w pełni
gotowy.
- Weź go do buzi - poprosiłem drżącym z pożądania
głosem.
Nie przerywała swej zabawy, jakby nie usłyszała, ale
po chwili podniosła się nieco, poprawiła i pochyliła. Poczułem
jak obejmuje go wargami i wsuwa coraz bardziej do ust. Zniknął
wreszcie cały, by po chwilce wynurzyć się. I znów. I
znów...
Włosy Gosi opadły wodospadem na moje podbrzusze i
przeszkadzały mi w obserwowaniu tego co robi. Odgarnąłem je
lekko.
Gosia otulała wargami mojego członka. Wysunęła go z
ust, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się diabelsko dotykając
czubkiem języka czerwonej, nabrzmiałej głowicy. Wróciła do
pieszczoty. Dłonią ugniatała moje jądra.
Zbliżałem się
powoli do orgazmu. Sperma już gotowała się w jajkach.
- Zaraz
wytrysnę – wyjęczałem.
Gosia po tych słowach przerwała
oralną pieszczotę ale kontynuowała ręką.
Doszedłem i
wytrysnąłem na swój brzuch pokaźną ilością nasienia.
Mój
penis wiotczał i kurczył się w sobie, opadał. Opadłem i
ja...
***
Powiem szczerze: im bliżej było do tego
wspaniałego dnia, a właściwie nocy, tym bardziej wypełniały mnie
uczucia z dwóch przeciwstawnych biegunów. Z jednej strony: radość
i podniecenie faktem, że stanę się mężczyzną, a z drugiej:
obawa. Taka zwykła obawa o to, czy stanę na wysokości zadania, jak
zareaguje moje ciało na to całkiem nowe wyzwanie.
Żaden facet
nie jest wolny od tego rodzaju obaw, więc i ja nie miałem się
czego wstydzić.
Byłem napakowany wiedzą teoretyczną.
Pochłonąłem "Sztukę kochania" Michaliny Wisłockiej,
"Seks partnerski" Lwa-Starowicza, a na dokładkę parę
"świerszczyków" i niemieckich filmów "przyrodniczych"
na kasetach wideo, które właśnie wtedy stawało się nową
modą.
Obawiałem się trochę...
Wiedziałem, że utrata
dziewictwa może być przykrym doświadczeniem. Utrata dziewictwa,
ból, krwawienie...
Cholera, czy to nie mogłoby być trochę
prostsze?...
Przygotowywałem się solennie. Zakupiłem dobre
wino. Ciociosan wydał mi się najodpowiedniejszy. Zresztą nie
miałem dużego wyboru, bo "wino marki wino" nie wchodziło
w rachubę. Trochę bardziej "pod górkę" miałem z
prezerwatywami, ale dałem radę.
Wszystko zaczęło się
klarować.
W ostatni weekend lipca ciotka miała wyjechać do
czeskiej Pragi ze swoim nowym przyjacielem. Wacek był nawet w
porządku. Nie miałem większych zastrzeżeń. Kryśka była
szczęśliwa, więc...
W każdym razie cały weekend miał być
dla nas.
Noc z 28-go na 29-go lipca miała przejść do naszej
historii...
Zapukałem cichutko do drzwi Gośki.
- Wejdź -
usłyszałem jej głos.
Stała odwrócona plecami do mnie, ubrana
w sięgającą kolan różową koszulkę nocną na cienkich
ramiączkach. Spod materiału przebijał się kształt majteczek.
Stanąłem niepewnie w drzwiach trzymając w ręce butelkę, niemal
zawstydzony, że jestem bardziej ubrany niż Gosia.
- Siadaj
proszę - wskazała mi miejsce.
Postawiła na stoliku dwie
literatki. Napełniłem je.
- Za co wypijemy? - spytała.
- Za
nas, za tę chwilę i za to, abyśmy nie przeminęli...
- Ładny
toast.
Przechyliliśmy szklanki.
Patrzyłem na Gosię uważnie.
Żałowałem, że nie ma tu lustra bym mógł zobaczyć i siebie
razem z nią, z moją kochaną, jedyną Gosią. I nagle przestałem
się obawiać...
Leżeliśmy obok siebie, na plecach,
trzymając się za ręce czekając aż zacznie działać środek
antykoncepcyjny, który zaaplikowała sobie Gosia.
- Żadnych
prezerwatyw – stwierdziła - ten pierwszy raz chcę poczuć w
pełni, rozumiesz mnie?
Rozumiałem.
Dwadzieścia minut
ciągnęło się w nieskończoność.
- Jestem gotowa.
Mówiąc
te słowa Gosia podłożyła pod swoje pośladki puchowego "jaśka"
a na nim rozłożyła ręcznik. Jej miednica podniosła się tym
samym do góry. Nogi swe rozłożyła na boki, ugięła w kolanach i
przyciągnęła je do klatki piersiowej.
Przytknąłem członka do
jej lekko rozwartego wejścia. Naparłem mocno, ale mój mały lekko
się ugiął, a jej muszelka, chociaż wilgotna zaczęła stawiać
opór. Poza tym, gdy naparłem, Gosia cofnęła się, co było
normalną reakcją. Mięśnie jej krocza były niesamowicie
napięte.
Naparłem ponownie i znów to samo. Potem jeszcze raz i
jeszcze. Dopiero za czwartym razem Gosia wykonała miednicą
zdecydowany ruch do przodu. Krzyknęła cicho, a ja znalazłem się w
jej środku. Mój penis został uwięziony w jej cipce na całej
długości. Była ona niesamowicie ciasna.
Nie potrafiłem wyrazić
słowami tego, co się ze mną działo w tej magicznej chwili.
Wolno
i delikatnie, ale zdecydowanie zacząłem wsuwać i wysuwać penisa w
szczelince Gosi. Spojrzałem na nią uważnie. Miała głowę
odwróconą w bok i zamknięte oczy. Z jej ust wydobywały się
jednostajne dźwięki.
- Boli cię? - zdecydowałem się
zapytać.
- Nie... nie... - wyjęczała - nie
przestawaj...
Pochyliłem się bardziej nad Gosią i całowałem
bez opamiętania jej policzek. Po chwili ona zaczęła oddawać mi
pocałunki. Przylgnęliśmy do siebie jak tylko można
najbliżej.
Torowałem sobie drogę w jej pieczarce. Miałem
wrażenie, że z każdym pchnięciem wchodzę głębiej.
Moje oczy
zachodziły jakby mgłą. Wszystko wokół Gosi rozmywało się.
Wyraźna była tylko ona.
- Gosia... zaraz wytrysnę –
wycharczałem.
Rzeczywiście zbliżałem się do końca.
- Nie
wychodź ze mnie...
Przytrzymała mnie ramionami.
Wytrysnąłem
wyprężając się, by po chwili znieruchomieć, podobnie jak Gosia.
Tylko na chwilę wypuściłem ją z objęć, by się wycofać.
Wysuwając się zauważyłem jak spomiędzy jej nóg sączy się
szara piana zmieszana z krwią Gosi i moją sperma. Mój mały
kurczył się...
Położyłem się delikatnie na Gosi i mocno
otuliłem ramionami. Nie miałem zamiaru wypuścić jej z objęć.
Obejmowałem ją i całowałem. Oddychaliśmy ciężko. Nadal byliśmy
rozgrzani aż do czerwoności.
Pękałem z dumy i radości ze
spełnienia się jako facet. Oto stałem się mężczyzną...
Gosia
czochrała palcami moje włosy a ja leżałem z twarzą miedzy jej
piersiami. Było mi tak błogo i cudnie, a czas jakby się zatrzymał.
Bliskość Gosi, jej ciepło, zapach otulały mnie jak kołdra.
-
Zróbmy to jeszcze raz - usłyszałem jej głos.
Zrobiliśmy to.
Najpierw oczywiście ponownie zaaplikowała sobie Patentex.
Było
lepiej, dużo lepiej. Zupełnie jakby strata dziewictwa wdmuchnęła
w Gosię nowe siły i energię. Była niepohamowana.
Spróbowaliśmy
na jeźdźca.
Gosia rozszerzając swe wargi sromowe nadziała się
na mojego penisa. Siadła jak na koniu obejmując mnie nogami.
Pochyliła się i złapała mnie za ramiona. Ja dotykałem dłońmi
jej cycusiów. Zaczęła wykonywać wahadłowe ruchy. Jakże
genialnie w tej pozycji wyglądała. Istna amazonka cwałująca na
swym rumaku...
Dopiero południe zerwało nas z łóżka.
Najpierw wstała Gosia. Przez sen zarejestrowałem jak wchodzi do
łazienki i napuszcza wody do wanny. Wstałem i ja. Zapukałem do
drzwi, ale odpowiedziała mi tylko cisza, więc wszedłem po chwili.
Gosia siedziała w wannie z podkurczonymi nogami i brodą opartą na
kolanach.
- Mogę wejść? - spytałem.
Kiwnęła głową.
Usiadłem na brzegu wanny.
- Jak się czujesz?
Uśmiechnęła
się i spojrzała na mnie.
- Straciłam cnotę, wiesz? Jak się
mogę czuć?... Jestem już kobietą - mówiła urywanymi zdaniami –
dziękuję...
- Za co? - zdziwiłem się.
- Za to, że
jesteś...
Kucnąłem przy wannie, by być twarzą zwrócony do
Gosi. Dotknąłem palcem jej policzka.
- To raczej ja powinienem
ci podziękować za ten wspaniały sen, który dziś się
spełnił...
- Obudź się - mówiąc to prysnęła na mnie
wodą.
Spojrzałem na nią uważniej. Uśmiechała się tak jak to
ona potrafiła.
- Chodź do mnie – rzekła - przypomnimy sobie
stare dobre czasy...
Zrzuciłem majtki i ulokowałem się w wannie
tuż za Gosią obejmując ją z obu stron nogami. Ona oparła się o
mnie silnie. Wyciągnąłem swoje ręce wzdłuż jej rąk i chwilę
wodziliśmy "esy-floresy" w powietrzu.
Nagle Gosia
zaśmiała się głośno.
- Coś mi się przypomniało... " -
Ciociu - zmieniła głos na grubszy udając mnie – ciociu, a Gośka
nie ma siusiaka".
Przypomniała scenę sprzed wielu lat.
-
Rzeczywiście - zgodziłem się - nie miałaś siusiaka i nie masz do
tej pory, ale za to masz fajne bimbały...
Na potwierdzenie tych
słów zacząłem gładzić jej cudne "cysie".
- Dobrze
mi jest, wiesz... dużo bym dała, żeby tak było zawsze...
-
Przecież może tak być...
- Wierzysz w to?
-
Wierzę...
Naprawdę wierzyłem. Jeśli istnieje coś takiego jak
przeznaczenie, to już dawno byliśmy sobie pisani...
Ciotka
Krysia od razu domyśliła się, że zaszło między nami coś
wyjątkowego i ważnego.
Nic jednak nie powiedziała.
Spoglądała
na nas tylko uważnie z zagadkowym, trudno zauważalnym uśmieszkiem
w kąciku ust...
KONIEC
Komentarze
Prześlij komentarz