Numerek na familijnym zjeździe
Zdjęcia:www.sexeo.pl
Kuzyneczki Hani tak właściwie nie znałem. Nasze rodziny nigdy nie utrzymywały ze sobą jakichś bliższych stosunków i spotykaliśmy się tylko przy ważnych uroczystościach familijnych, ale nawet wtedy siadywaliśmy w dwóch różnych końcach stołu. Nie było więc okazji aby bliżej się "poznakomić". Zresztą nawet mnie do tego nie ciągnęło.
Kuzyneczka Hanna. A tak właściwie, to córka kuzynki brata szwagra ciotki Krystyny od strony Mamy, czyli: dziesiąta woda po kisielu, jeśli chodzi o koneksje rodzinne.
Dziesiąta woda po kisielu, a więc praktycznie niczego wspólnego ze sobą nie mieliśmy. Nawet określenie kuzynostwo nie było do końca prawdziwe. Skoro jednak pojawiło się, to dlaczego by nie?
Po raz pierwszy okazja bliskiego spotkania trzeciego stopnia zdarzyła się w czerwcu na corocznym spędzie rodzinnym organizowanym przez seniorkę rodu w rodzinnej posiadłości na Zadupiu.
Moja rodzina rzadko uczestniczyła w takich spotkaniach, bo byliśmy obok głównego nurtu familijnego, ale od czasu do czasu pokazywaliśmy się na forum.
Takie tam zaszłości z przeszłości, o których nie warto wspominać.
Akurat trafiła się okrągła rocznica seniorki więc zostałem wydelegowany przez rodziców jako przedstawiciel. Nie za bardzo mi się to uśmiechało, ale w końcu z bólem serca wyruszyłem samochodem na Zadupie.
Najbardziej cieszyłem się z możliwości chwilowego przebywania w neorenesansowym otoczeniu posiadłości mojej dalszej familii. Lubiłem bardzo to miejsce. Miało swój urok i otaczała go niesamowita aura. w porównaniu z wielkopłytowym budownictwem, w którym mieszkałem.
Najbardziej upodobałem sobie niewielki salonik na końcu korytarza, gdzie mój praprapradziadek Heniutek zwykł był chędożyć wszystko, co akurat mu się nowinęło. Przy czym nieważne było, co delikwent albo delikwentka posiadała między nogami. Heniutek posuwał wszystko bez wyjątku. Taki był z niego ogier. Przerób podobnież miał całkiem niezły. Całkiem możliwy jest fakt, że jego geny pamiętają się po całej okolicy do tej pory. Podobnie, jak snuje się za nim określenie "czarna owca rodziny", ale ja akurat z tym się nie zgadzam. Heniutek był najbardziej wyrazisty.
"Salonik rozkoszy " - tak nazywałem w myślach to miejsce.
Uwielbiałem tam przesiadywać. Zamykałem oczy i nieomal dotykała mnie atmosfera tamtych chwil. Wyobrażałem sobie jak praprapradziadek bzyka pełen radości jakąś służącą. Głowę daję, że ta niezwykła atmosfera była jeszcze wyczuwalna. Można było jej dotknąć.
A jeśli chodzi o Hanię...
Powiem szczerze: na początku dupy mi nie rozerwało, a ona nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Żadnej hurra-radochy nie było. Nawet powiedziałbym, że ozięble.
Kuzynka siedziała przy wspólnym stoliku i robiła wszystko, aby mnie nie zachwycić. A może tak mi się tylko wydawało? Może byłem do niej uprzedzony? Cholera wie, bo ja nie.
Hania. Kuzynka Hania.
Taka trochę myszowata okularnica, a okulary zastawiały jej prawie połowę twarzy, zadzierająca nosa i zarozumiała, tryskająca encyklopedyczną wiedzą na różne tematy, wszystko wiedząca najlepiej, wszystko robiąca najdokładniej i taka, że bez noża, to raczej nie podchodź. Nie podchodziłem więc za blisko, trzymałem się z daleka i starałem się mieć, jak najmniej do czynienia.
To znaczy: nie tak do końca. Był jeden wyjątek i to bardzo wielki.
Jedną rzecz miała zachwycającą. To były jej CYCKI!!!
Rany Julek!!!
Ale to była potęga!!!
Jakiż wielki skarb!!!
O, mój Boże!!!
JPRDL!!!
Oh my goodness!!!
Shit!!!
Dwa wielkie balony wypychające jej bluzkę od środka. Każdy z nich był tak wielki, jak moja głowa, a może nawet odrobinę większy niż moja łepetyna. Potęga. Po prostu potęga.
Ledwo mieściły się w miseczkach stanika. Na spokojnie mógłbym założyć jedną z miseczek na głowę i miałbym całkiem zgrabną czapkę. Fakt, że wyglądałbym, jak przygłup, ale jakże byłoby mi było przyjemnie.
Skoncentrowałem na nich całą uwagę i wygłodniały wzrok. Nieczęsto bowiem można zobaczyć takie cudo. A ja właśnie dostąpiłem tego zaszczytu. Widziałem. Widziałem ten cud na własne oczy. To nie była żadna fatamorgana,
Duże, wręcz ogromne gruczoły mleczne kuzynki Hani zdominowały wszystko. Oprócz nich, nic innego nie istniało. Tylko one. Tylko dwie wielkie bomby falujące przy każdym poruszeniu się kuzynki. Bardzo rozczulające to było.
Marzyłem, aby pojawiły się u niej odruchy macierzyńskie i chciała przytulić mnie do piersi. Ja chętnie wbiłbym ząbki w świeże i ciepłe mięsko. Z przyjemnością possałbym obfitego cyca i polizał brodawki.
Albo, tak nieco perwersyjniej, ozdobił jej sutki bitą śmietaną i zlizał ją powodując nieziemskie doznania, zarówno u niej jak i u mnie.
Trzeba przyznać, że Hania była dużo lepiej zbudowana niż Huta Sendzimira.
Hania ubrana była w popielaty żakiet z długim rękawem i kołnierzem w formie stójki. Do kompletu dochodziła spódnica midi, biała bluzka oraz zgrabne buciki w tym samym kolorze na niewielkim obcasie. Taki komplecik zakłada się zwykle w szkole z okazji jakiejś akademii czy innej uroczystości albo do biura. Pełna gala pełną gębą. Wzorowa uczennica i kujonka na wypasie, ewentualnie bizneswoman. Bardziej uczennica z dobrej i renomowanej szkoły. Takie odniosłem wrażenie. Ale nie to było najważniejsze.
Bluzka uszyta była z cienkiego materiału, na którym wyjątkowo dokładnie odciskał się koronkowy wzór biustonosza. Z tego, co się orientowałem, był to biustonosz typu full cup, czyli: najbardziej klasyczny model biustonosza, który okala całe piersi. Przynajmniej tak wydedukowałem opierając się na swej teoretycznej wiedzy. Trochę bowiem o tym czytałem, trochę przeglądałem żurnale, więc liznąłem co nieco wiedzy o tej części damskiego ubioru.
Nie podejmuję się jednak podać literowego rozmiaru tej części garderoby mojej kuzynki. W tej kwestii gubiłem się, jak dziecko we mgle. Na pewno jednak mieścił się w przedziale od A do Z. Myślę, że bliżej litery Z, niż jakiejkolwiek innej.
Tym elementem córka kuzynki brata szwagra ciotki Krystyny od strony ojca, czyli: kuzyneczka Hania bardzo mnie zachwyciła. Gapiłem się, jak urzeczony w te dwa himalajskie szczyty i bardzo pragnąłem stać się w tym momencie alpinistą i zdobyć całą koronę. Byłoby to coś wielkiego. Wdrapać się na sam szczyt i zamknąć swój zwycięski sztandar.
Albo inaczej. Stać się konkwistadorem. Położyć swojego penisa pomiędzy wydatnymi piersiami i pojechać na "Hiszpana". Szorować nim w wąwozie pomiędzy dwoma górami. To by było coś. Taka przygoda życia, można powiedzieć.
Kurde, ale się rozmarzyłem. Wyimaginowane obrazy błyszczały przed moimi oczami i nakładały się delikatnie na obrazy realne. Przez chwilę zrobił się z tego kompletny miszmasz. Dobrze, że nie piłem dużo, bo mieszanka stałaby się wybitnie piorunująca. Chociaż i tak niewiele brakowało.
Przez krótką chwilę myślałem nawet, że znajduję się w jakimś innym wymiarze. Myślałem, że zostałem przeniesiony do całkiem innej rzeczywistości. Nieważne, że równoległej, ale całkiem innej. Do krainy mlekiem płynącej.
Widok jej biustu stał się dominującym. Szczerze mówiąc, to nie zwracałem uwagi na inne elementy. Dopiero teraz...
Hania była niewysoka. Mierzyła mniej niż metr sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, miała ciemnoblond włosy zaczesane w kitkę, zgrabne nogi, ślicznie zaokrąglone biodra, ciemnoniebieskie oczy, czerwone usta. Bardzo ładna dziewczyna – to trzeba było przyznać. Okulary dodawały jej powagi i sprawiały, że wyglądała dużo poważniej niż w rzeczywistości. Ja osobiście dałbym jej lat dwadzieścia dwa, może nawet dwadzieścia trzy lata i w sumie nieiele się pomyliłem.
Ładna, nie głupia, mająca na czym siedzieć i przede wszystkim czym oddychać. OK. To naprawdę może być moja kuzynka. Nie będę miał nic przeciwko temu. Tym bardziej, że z każdym drinkiem lody zaczęły pękać coraz bardziej.
- Hej – usłyszałem głos Hani – Może tak przestał byś gapić się na moje piersi i wreszcie ze mną zatańczył?
Kurde, jak ona to zauważyła? Przecież robiłem to bardzo dyskretnie i niezauważalnie. A tu nagle klops. Cała sprawa się rypła.
– A tak, jasne – odezwałem się wstając – Czy mogę cię prosić do tańca?
– Z przyjemnością – odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
– Tylko muszę cię ostrzec, że słabo tańczę. Specjalnie odwlekałem moment poproszenia cię do tańca, bo czekałem aż wszyscy już będą wstawieni i nikt nie zauważy moich poczynań na parkiecie. Swoją drogą, też chciałem się bardziej wstawić zanim zacznę tańczyć – wyjaśniłem.
– Nie przejmuj się. Ja też nie tańczę najlepiej.
Trochę mnie to uspokoiło. Mimo obaw z obydwu stron, podjęliśmy to ryzyko i zatańczyliśmy. Muzyka wcale nam w tym nie przeszkadzała.
– Przepraszam, mam jedno pytanie: skąd wysnułaś wniosek, że gapię się na twoje piersi? – zdecydowałem się zapytać, gdy poczułem się trochę pewniej na nogach.
– Trudno było tego nie zauważyć. Miałam wrażenie, że twoje gałki oczne przykleiły się do mojej bluzki.
– Wydaje ci się.
– Oj, coś mi się wydaje, że mi się nie wydaje – roześmiała się – Nie jesteś jedyny. Przyzwyczaiłam się już do tego, że faceci gapią się na moje cycki. Nawet, powiem ci szczerze, że sprawia mi to dużą przyjemność.
– Ach tak?!
- Mhm... Biedni faceci. Mogą sobie tylko pomarzyć.
– A ty pewnie masz wielką frajdę widząc taką minę faceta?
– Czasami tak – odpowiedziała,
– Oj, to ty zła kobieta jesteś.
– Oj, jestem.. Ale nie tak do końca – dodała po chwili.
– A możesz wyjaśnić?
– Może trochę później.
Okej. Wszystko było już jasne.
Jako facet mogłem się tylko gapić i marzyć. Na nic więcej nie mogłem liczyć.
Świetnie się złożyło, że była to rockowa ballada, bo mogłem mocniej objąć Hanię i przytulić ją do siebie. W domyśle: zetknąć się z jej piersiami.
Nie wiem, ale jakoś nie potrafiłem przestać o nich myśleć.
Cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki, cycki...
Zacząłem sobie w myśli podśpiewywać "Balladę o cyckach". Potem nuciłem wszystkie znane przeboje zespołów Big Cyc i Piersi.
Tak mnie coś wzięło.
Jestem ssakiem, więc nic dziwnego, że ten największy gruczoł, rozwijający się parzyście u kobiet, budzi we mnie tylko przyjemne odczucia.
Jeśli zaś chodzi o taniec, to ma szczęście nie pozabijaliśmy się, ani nie odnieśliśmy żadnych ran. Można więc uznać ten fakt za sukces.
– Przejdziemy się gdzieś? – zaproponowałem.
– Jasne. To dobry pomysł. Nie będziemy przecież cały czas siedzieć przy stole i opychać się rosołem.
– Niedługo mają podać Boeuf a'la Strogonow.
– Jakoś to przeżyję. Chyba, że ty wolisz konsumpcję niż spacer?
– Wolę spacer z tobą niż dziesięć strogonowów.
– O, dziękuję panu uprzejmie. Jest pan niezwykle miły i jaki szarmancki.
– Odziedziczyłem to, kurde, w genach. Masz szczęście, że nie podają pizzy albo kebaba, bo miałbym większy problem.
– Aha – uśmiech nie znikał z jej twarzy.
Te słowne przepychanki zaczynały mi się coraz bardziej podobać. Hanka też u mnie punktowała. Chyba więc nie będzie aż tak źle. Może naprawdę zbyt surowo ją oceniłem?
Wyszliśmy z dworku. Hania chwyciła mnie za rękę.
Za budynkiem był bardzo zadbany park. Tam właśnie się skierowaliśmy i usiedliśmy na jednej z ławek w bocznej alejce.
– Bardzo fajnie tu jest – stwierdziła Hanna – Lepszego miejsca nie mogłabym sobie wyobrazić.
– Rzeczywiście bardzo fajnie. Tak bardzo romantycznie. Sobotni miły wieczór, a właściwie już noc.
– A ty jesteś romantyczny?
– Może tego za bardzo nie widać, ale tak, jestem romantyczny.
– Piszesz wiersze, wzdychasz do księżyca i do zdjęcia swej dawno niewidzianej ukochanej?
- Tak – zapaliłem się do tej wizji – I stan duszy swojej i serca swego oraz jej piękność w całej ozdobie opisuję w niezliczonych poematach. I wszystko byłoby wprost cudowne, gdyby taka osoba istniała, a nie była wytworem mojej poetyckiej fantazji i tak dalej.
Przesunąłem się bliżej do mojej kuzynki i objąłem ją ramieniem.
– Teraz będę mógł tworzyć jeszcze więcej i lepiej.
– A dlaczegóż to?
– Bo jesteś tutaj.
– Czyli: zostałam twoją muzą? Nie za szybko trochę?
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
– Takie czasy - stwierdziłem filozoficznie – Trzeba żyć szybko, kochać mocno i umrzeć młodo, aby zostawić atrakcyjne zwłoki.
– Z tym umieraniem, to może nie przesadzajmy – osadziła mnie lekko na miejscu.
– Nie znasz przecież ani dnia ani godziny,
– To fakt – zgodziła się – Więc może nie marnujmy czasu?
Przesunęliśmy się do siebie jeszcze bliżej i zaczęliśmy się całować.
Właśnie coś takiego miałem na myśli. Szybko to poszło. Nawet bardzo szybko. No, cóż... Takie czasy. Dwudziesty pierwszy wiek. Era kosmiczna i atomowa.
A poza tym: "O tempora o mores".
I kto to powiedział? Nomen omen Cyceron.
Wszelkie podobieństwo do części ciała Hani było niezamierzone i przypadkowe.
/////
Hania świetnie całowała. Nasz pocałunek stawał się z każdą chwilą coraz bardziej gorętszy. Nasze języki już powoli wariowały. Przygarnąłem do siebie Hanię jeszcze mocniej. Leciutko dotknąłem jej piersi. Może to głupie, ale poczułem się, jak zdobywca Pucharu Świata we wszystkich możliwych dyscyplinach. Taka mała rzecz, a jak bardzo cieszyła.
Wszystko zaczynało mi się coraz bardziej podobać i szło w odpowiednim kierunku. Coś podpowiadało mi, że to będzie najwspanialsza część tego wieczoru. Już było fajnie i mogłem mieć nadzieję, że sytuacja dalej się rozwinie.
Jak dla mnie było naprawdę bomba!!!
- Bardzo podoba mi się nastrój tego parku wieczorem i nocą. Robi się tak bardzo niesamowicie, kiedy wszystko otulone jest przez mrok. Te nieliczne latarnie dodają tylko uroku - odezwała się Hania, gdy na chwilę zrobiliśmy sobie przerwę w całowaniu.
Miała trochę racji. Otoczenie wyglądało naprawdę fajnie.
- Czasami też robię się bardzo romantyczna - kontynuowała swoją wypowiedź - Chyba nawet za bardzo romantyczna i to często mnie gubi. A tobie nie przeszkadza ta romantyczność?
- Właściwie, to tak pół na pół - wyznałem - Owszem, romantyzm jest czasem bardzo wskazany, ale ogólnie staram się patrzeć trzeźwo na to, co rozgrywa się dookoła mnie.
- Ja, niestety, potrafię się całkiem zatracić i stracić kontakt z rzeczywistością.
Pokiwałem ze zrozumieniem głową.
- Teraz też - usłyszałem jej słowa.
- To znaczy?
- No, cóż... Spodobałeś mi się od pierwszego wejrzenia, gdy tylko cię zobaczyłam.
- Ty mnie też bardzo się spodobałaś - odezwałem się.
– Muszę cię przeprosić, bo trochę grałam osobę, którą naprawdę nie jestem.
– W takim razie jesteś dobrą aktorką, bo nawet nie zauważyłem.
- To bardzo miłe, co mówisz - uśmiechnęła się.
- Na mnie też zrobiłaś duże wrażenie.
– Szczególnie cycki? Co?
– Owszem. Zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie i zresztą do tej pory pod nim jestem, gdy tylko na nie spojrzę lub o nich pomyślę.
Hania jakby tylko na to czekała. Szybko wstała i natychmiast siadła przodem na moich kolanach podciągając nieco spódnicę w stronę bioder. Zarzuciła mi ręce na szyję i patrzyła prosto w oczy. To było bardzo przyjemne i niezwykle podniecające, chociaż jeśli chodzi o moją erekcję, to od dłuższego czasu mój penis był niezwykle naprężony.
Hania trzymała w rękach wszystkie sznurki i inicjatywa była zdecydowanie po jej stronie. Od niej zależały dalsze poczynania. Poddawałem się temu z przyjemnością ciekawy co z tego wyniknie.
Lubiłem oddawać inicjatywę kobiecie i pozwalałem nieść się tej fali. Ciekawe do którego momentu potrwa ta sytuacja.
Byłem gotowy na każdą ewentualność.
Hania ściągnęła swoją marynarkę. Położyła ją obok mnie na oparciu.
Powróciliśmy do namiętnego pocałunku. Delikatnie położyłem lewą dłoń na jej obfitej piersi i zacisnąłem delikatnie palce.
O, tak...
Co tam puchar świata we wszystkich możliwych dyscyplinach sportowych? Ja dotykałem w tej chwili nieba. Cycusie Hani właśnie z nim mi się skojarzyły.
Jakie to było cudowne uczucie!!!
Dawno nie czułem się tak błogo i wspaniale. Wielka magia jest w nieśmiałym i subtelnym dotykaniu kobiety oraz całowaniu jej ust. Ja ją czułem właśnie w tej chwili.
Otaczani przez zapadający zmrok zastygliśmy w tej mistycznej czynności.
- Wiesz co? Chodźmy - powiedziała wstając i biorąc mnie za rękę.
Poprowadziła w dalszą i bardziej zacienioną część parku.
- Tu jest przytulniej i daleko od okien. Nikt tu nie chodzi i nikt nam nie będzie przeszkadzał - stwierdziła zatrzymując się przy jednej z drewnianych ławek.
Odniosłem wrażenie, że to miejsce było jej bardzo dobrze znane i bywała tu częstym gościem. Nic jednak nie powiedziałem. Usiadłem i delikatnie przyciągnąłem do siebie Hanię. Usiadła na mnie tak samo, jak przedtem.
- To świetnie, że będziemy tu całkiem sami - powiedziałem.
Miałem coraz większą ochotę na nią, a cała ta sytuacja coraz bardziej mnie podniecała i delikatnie popychała wciąż do przodu. Niczym spirala nakręcałem się coraz bardziej i bardziej.
To wszystko zaczynało się robić bardzo ciekawe, a ja uwielbiałem takie ciekawostki.
Lewą ręką masowałem jej piersi a prawą zacząłem rozpinać guziczki bluzki Hani. Tajemnica odkrywała się coraz bardziej. Bez większych perturbacji udało mi się rozpiąć wszystkie i pomogłem kuzynce ściągnąć bluzkę. Położyliśmy ją na oparciu ławki. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że żakiet Hani pozostał Na oparciu ławki na której wcześniej siedzieliśmy.
Jak będziemy wracać, to musimy o nim pamiętać.
Biust mojej kuzneczki naprawdę był ogromny. Z bliska wydawał się być monumentalny. Niczym rzymskie Koloseum, z tym że dwa razy wzięte. Przysłaniał mi cały świat.
Przylgnąłem ustami do jednej z ogromnych piersi. Delikatnie całowałem, a ręką jednocześnie zsuwałem ramiączko. Hania w tym czasie uparła się na moje włosy na głowie i mierzwiła je ruchami dłoni.
Piękna scena. Z pewnością zasługiwałaby na Oskara, gdyby ktoś zdecydował się ją sfilmować. Na szczęście była zarezerwowana tylko dla nas.
Przyznam się, że gorączkowo szukałem zapięcia biustonosza. Wreszcie udało się. Klasyczne zapięcie z tyłu. Trochę byłem zdenerwowany i drżały mi ręce. W związku z tym miałem nie jakie trudności z odpięciem haftek. Hania z dobroci serca pomogła mi w tym.
Jej cycusie wyskoczyły radośnie uwolnione z niewoli koronkowego, białego stanika. Dopiero teraz zobaczyłem je w pełnej krasie.
O, kurde... Jakie one były cudowne...
Przepraszam za określenie, ale dwa wielkie mleczne dystrybutory falowały delikatnie przed moimi oczami. Nie mieściły się w moich dłoniach.
Masowałem je i zaciskałem na nich palce. Przepięknie różowe sutki kłuły mój wzrok. Ich uroda była nie do opisania. Normalnie zgłupiałem na ich widok.
Wtuliłem twarz w wąwóz pomiędzy dwoma ogromnymi szczytami górskimi.
Całowałem, lizałem, ssałem i delikatnie wbijałem zęby w ich ciepły miąższ. Upajałem się zapachem ciała.
To było takie niesamowite.
Poświęciłem temu całą uwagę. Nic nie było w stanie oderwać mnie od cycuszków Hani.
Hania zaczęła obsypywać moją twarz pocałunkami.
- Muszę ci się do czegoś przyznać - mówiła w trakcie.
- Do czego?
- Mam na ciebie cholerną ochotę - wyznała wprost do mojego ucha - Może zrobię to ustami?
Nie wszystko było więc stracone. Liczyłem na to od samego poczkątku i wszystko nagle zaczęło się klarować. To była niezła propozycja i wyszła od ni
- Poczekaj - powiedziała wstając z moich kolan.
Przykucnęła między moimi nogami i zaczęła rozpinać pasek oraz majstrować przy zamku spodni. Uniosłem biodra do góry, pozwalając jej zsunąć z siebie spodnie, razem z majtkami. Mój penis raźnie wyskoczył na powierzchnię.
Hania wbiła w niego głodny wzrok. Złapała go delikatnie w dwa palce i obciągnęła w dół skórkę odsłaniając żołądź. Następnie otworzyła usta i otoczyła wargami nabrzmiałego penisa.
Jękłem, a właściwie to jęknąłem z rozkoszy.
To było fantastyczne. A rozkosz powoli rozlewała się po moim ciele. Gorąca jej fala płynęła zarówno w górę, wzdłuż kręgosłupa, jak i w dół, do samych stóp, zalewając wszystko, co tylko stanęło jej na drodze.
Robiło mi się dobrze.
Hanka niestrudzenie ssała mego członka, pochłaniając go prawie całego, ale nie koncentrowała się wyłącznie na tym. Wodziła językiem po całej jego długości. Lizała wydepilowane jądra. Robiła wszystko, co tylko było możliwe.
Usiadłem jeszcze wygodniej rozkoszując się jej pieszczotami.
Jak każdy facet uwielbiałem to a moja kuzyneczka wkładała w tę pieszczotę dużo pasji.
Cudownie. Było wprost cudownie. Dużo bym dał, gdyby ta chwila przedłużyła się w nieskończoność. Jednak trwanie bez końca nie było możliwe. Wszystko kiedyś się kończy. Wszystko dobiega do końca. Ten akurat miał być bardzo szczęśliwy.
- Dochodzę już - wycharczałem.
Kuzynka Hania jakby tego nie usłyszała i nie wypuściła penisa ze swoich ust. Wkrótce wytrysnąłem a ona spiła wszystko dokładnie. Nie uroniła ani kropelki.
To było niesamowite i nie mogłem wyjść z podziwu.
Ona całowała teraz delikatnie mojego flaczejącego członka. Spojrzała na mnie z dołu.
- I jak? Dobrze ci było? - spytała cicho.
- Tak. Było cudownie - odpowiedziałem.
Poprawiłem swoje spodnie.
–
Było mi wspaniale – odezwałem się – A powiedz mi co
to było, to co się między nami wydarzyło?
– Impuls. To był zwykły, wspaniały impuls, który pojawił się nagle i nieoczekiwanie. Nie żałujesz?
– Skąd? To było cudowne.
– Cieszę się więc bardzo. Mnie też było wspaniale.
Posiedzieliśmy jeszcze na naszej ławce dochodząc do siebie i poprawiliśmy garderobę. Wracając zabraliśmy porzucony żakiet Hani.
Muszę przyznać, że byłem całkowicie rozanielony całą sytuacją. Nawet w snach nie spodziewałbym się takiego rozwoju sytuacji.
Doszliśmy wolnym krokiem do dworku.
Impreza trwała w najlepsze...








Komentarze
Prześlij komentarz