To nie takie zwykłe ciupcianie...

 

Ilustracje: R.L.




Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że to się stanie, to bym mu nie uwierzył, a nawet uznał za wariata. To było po prostu niemożliwe. To się nie mogło nigdy wydarzyć. Bardziej prawdopodobnym byłyby dwie niedziele w kalendarzu obok siebie.

Ja sam nigdy nie wyszedłem z tym marzeniem poza krąg mojej fantazji i galerii ubrazów pojawiających się podczas nocnych wędrówek sennych.

Ona zawsze była Gwiazdą, która świeciła najjaśniej i najpiękniej. Najładniejsza i najpopularniejsza dziewczyna nie tylko w klasie, ale i w całej szkole. 

Zawsze gdzieś tam wysoko, poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika, którym byłem. Prawdziwa Księżniczka mieszkająca w wysokiej wieży, w zamku strzeżonym przez Smoka. Taki luksus dla wybranych, a nie towar dla mas. Haute couture a nie pret a porter. Pierwsza klasa, itd.

Niezła dupcia po prostu.

Ja stałem zawsze po przeciwnej stronie wśród rzeszy bezimiennych fanów. Cichy, skromny, niczym się nie wyróżniający. Jeden z wielu.

A wielu miało prawdziwego pierdolca na jej punkcie. Niektórzy całkiem odjechali. 



A teraz leżała przede mną z rozłożonymi "za piętnaście trzecia" nogami. Była cała moja. Miałem ją na własność, przynajmniej w tej chwili.

Nadal była piękna, jak mitologiczna Bogini. Gdy tak na nią patrzyłem, to kojarzyła mi się z mitologiczną Afrodytą, albo jej rzymskim odpowiednikiem – Wenus.

Na obrazie Botticellego pod tytułem: Narodziny Wenus,który uwielbiałem i którego reprodukcja wisiała na ścianie mojego salonu, została ona przedstawiona jako młoda, piękna i naga kobieta będąca uosobieniem miłości, młodości, płodności, szczęścia oraz pożądania. Hania wyglądała w tej chwili dokładnie tak, jak ona. I chociaż nie zrodziła się z piany morskiej u wybrzeży Cypru, tylko leżała na moim łóżku, to dla mnie była dużo piękniejsza i budziła dużo większe emocje.



Jej kształty i wymiary z pewnością mogły stanowić wzorzec piękna i trudny do obalenia kanon urody.

Pełne piersi, płaski brzuch, krągłe biodra, wcięcie w talii, zgrabne nogi i trójkącik czarnych włosów pokrywający wzgórek łonowy tworzyły niesamowity obraz bijący dzieło Sandro Botticellego na głowę.

Miałem nadzieję, że duch artysty nie będzie się na mnie mścił za powyższe słowa, ale gdyby sam Botticelli zobaczył Hanię w tej chwili, to z pewnością przyznał by mi rację. Może nawet utrwalił by ten widok na kolejnym płótnie i świat zyskałby kolejne arcydzieło malarskie.



Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Patrzyłem na nią i patrzyłbym z wielką ochotą w nieskończoność. Pięknych obrazów nigdy za wiele w moim życiu, więc korzystałem z nadarzającej się okazji, aby nasycić się do końca.


Przyklęknąłem pomiędzy nogami mojej koleżanki, złapałem ją lekko za biodra, pochyliłem się i zacząłem całować jej brzuch.

Pocałunkami zmierzałem powoli w stronę biustu Hanny. Ssałem sztywniejące sutki. Otaczałem je wargami lub wykonywałem językiem okrężne ruchy wokół szczytu nie przestając masować dłońmi.

Dłonie, a tym samym i dotyk, miałem bardzo delikatny. Nie było żadnego parcia na siłę do przodu. Wszystko toczyło się powolnym rytmem. Nie musieliśmy się spieszyć. Mieliśmy przed sobą całą noc.


Nigdy nie byłem, tak zwanym "Panem Minutką", co to gwałtownie i szybko zaczyna i równie szybko kończy. Miłością cielesną zawsze się delektowałem. Rozsmakowywałem się w niej po kropelce, po małym łyczku, przedłużając chwilę aż do maksymalnego, granicznego punktu. I jak na razie, doskonale wyczuwałem moment.

Starałem się obdzielać pieszczotami po równo lewą i prawą pierś mojej koleżanki. Zatopiłem się aż po uszy w oralno manualnej stymulacji.


Wyruszyłem więc dalej kierując się tam, gdzie jeszcze nie byłem. Miałem w sobie coś z odkrywcy i pioniera. Wyruszyłem w stronę wzgórka łonowego porośniętego delikatną czarną trawą, tworzącą mistyczny trójkąt.

Trójkąty, jako figury geometryczne bardzo mnie intrygowały i to od dziecka. Nawet nie wiem dlaczego.

Miałem okres, że zawzięcie rysowałem na kartkach, trójkąty różnych rodzajów i rozmiarów połączone ze sobą lub wzajemnie się przenikające. Jakimiś wybitnymi arcydziełami te rysunki nie były, ale teraz nasunęły mi się na myśl, gdy patrzyłem na trójkąt Jagódki.


Zwykle kobiety depilują się bardzo dokładnie w tym miejscu i nie chcą tam mieć ani jednego włoska. Hania jednak posiadała tam owłosienie, co nawiasem mówiąc, jeszcze bardziej mnie podnieciło. Ten trawniczek pod brzuchem był bardzo zadbany i równo przystrzyżony. Żadnego buszu, żadnych chaszczy ani tym bardziej wściekłego bobra.

Całowałem myszkę Hanki bardzo delikatnie i równie delikatnie przesuwałem językiem po wargach sromowych. Byłem delikatniejszy niż skrzydło motyla. Delikatnie, niespiesznie, powoli, ale wciąż posuwałem się do przodu. Nie było żadnego gwałtownego parcia, ani tym bardziej kroku w tył.




Diament u wejścia do pochwy świecił swym naturalnym blaskiem. Jemu także poświęciłem sporo uwagi.


Wszystkie moje starania przynosiły odpowiedni efekt.

Szparka koleżanki zrobiła się już bardzo wilgotna.


Hania chwyciła mnie za włosy. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że chce mi je wyrwać, ale to było oczywiście wrażenie pozbawione całkowicie sensu. Po prostu coraz mniej kontrolowała swoje odruchy wywoływane moimi pieszczotami. Mogłem być z tego tylko dumny.


Podniosłem się i przesunąłem do przodu. Zaczęliśmy się namiętnie całować, a moje usta pomiędzy nogami Hani zastąpiła ręka, chociaż właściwie był to palec środkowy. Wsunąłem go pomiędzy wargi sromowe mojej kuzynki i poruszałem nim imitując ruchy członka.


Hania zaczęła reagować jeszcze gwałtowniej.

Jej oddech przyspieszył i stał się głębszy. Biodrami też poruszała coraz szybciej i gwałtowniej.

Wszystko szło dokładnie tak, jak trzeba. Tak, jak powinno być.


Czułem, że nasze doznania są pełne. Miejsce, otoczenie, atmosfera dawały nam dużo większy komfort przeżywania ekstazy

Falowaliśmy oboje przez nią niesieni. A ekstaza ta była jak wielki ocean, w który zagłębialiśmy się coraz bardziej i z coraz większą rozkoszą. To było takie nieziemskie.

Hania była już gotowa. Wyczułem to. Miałem przecież dość spore doświadczenie, Nadchodził mój czas.


Przyjąłem odpowiednią pozycję i przytknąłem swojego członka do szczelinki pomiędzy jej wargami sromowymi, a następnie wsunąłem go wolno do środka. Oboje jęknęliśmy jednocześnie.

W moich uszach zabrzmiało to, jak pierwsza nuta wielkiego dzieła symfonicznego pod "naszym" tytułem.


Wsuwałem się i wysuwałem z cipki Hanny bardzo powoli. Celebrowałem każdą sekundę i każdy centymetr naszego połączenia. Wiedziałem, że doświadczam czegoś niezwykłego, chociaż na pierwszy rzut oka był to zwykły stosunek seksualny. Dla mnie jednak miał wymiar magiczny.

To nie było takie zwykłe ciupcianie. Penis do waginy i jazda. Byliśmy otoczeni miłosną magią.


To była prawdziwa magia i mistyka. Moja bezpośrednia relacja z rzeczywistością pozamaterialną i pozazmysłową. Chyba zbytnio jej nie rozumiałem, ale to nie przeszkadzało mi zagłębić się w nią aż po kres. Gdzieś zgubił się mój instynkt samozachowawczy. Szedłem do przodu nie zważając na nic.


To nie było takie zwykłe ciupcianie. Wiedziałem o tym dobrze.

Jazdę po bandzie lub po krawędzi mogę przeżyć właściwie z każdą. Z Hanną chciałem aby odbyło się wszystko romantycznie, czule, delikatnie i subtelnie.

"Delikatniś i subtelnista" jestem i nic na to nie poradzę, bo nic już z tym nie da się zrobić, bo za głęboko to we mnie siedzi.

Czy ja właśnie wymyśliłem jakieś nowe słowa?

Przy niej było wszystko możliwe. Nawet ciupcianie miało głęboki wyraz. Korzystałem więc z okazji, ale nie było to typowe ziarno dla ślepej kury.


Tak. To było niezwykłe ciupcianie, które chodziło za mną od lat.

Moje marzenie, które dopiero teraz się spełniło.

Jaki z tego wniosek?

Marzenia się spełniają z tym, że nie od razu i natychmiast.

Zawsze należy poczekać.

Zawsze...


Zdjęcia: www.sexeo.pl 











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Moja słodka hijastra

Złota Fantazja – Bianka cz.I