Milena cz.III





- Jej... To było niezłe – stwierdziła Milena gdy siedzieliśmy obok siebie i paliliśmy papierosy - to było naprawdę niezłe. Miałeś niezły pomysł.

- Chciałem, aby ci było dobrze i trochę inaczej niż zwykle.

Dawno nie było mi tak dobrze. Poczułam się, jak w niebie.

Mogłem się tylko z tego cieszyć. Słowa Mileny napawały mnie dumą. To było to, co tygrysy lubią najbardziej, tygrysice widać też.

- Lubię te chwilę naszej kradzionej miłości – mówiła dalej.

To było dobrze powiedziane. Kradziona miłość była odpowiednim określeniem tego, co między nami.


- Dobrze mi z tobą – wyznała zaciągając się papierosem - naprawdę wspaniale.

Ja także myślałem o tej chwili, która właśnie trwała. Była absolutnie wspaniała i nieporównywalna z żadną inną. Byłem na niej maksymalnie skoncentrowany i raczej nic innego nie dotarło by do mnie.

Złapałem ją mocno i nie zamierzałem wypuszczać ze swych rąk.

Carpe diem.





/////



- Teraz moja kolej – powiedziała Milena.

Popchnęła mnie lekko, że opadłem na łóżko. Zaczęła bawić się moim penisem, który pod wpływem jej dotyku zaczął powstawać, jak feniks z popiołów. Przekładała go z ręki do ręki, naciągała skórkę, masowała jądra. Wreszcie nachyliła się i wzięła go do buzi.

Jak zwykle w takich momentach, przeszły mnie dreszcze rozkoszy. Byłem w niebie...

Milena otworzyła przede mną kufer pełen magii. Ustami czyniła prawdziwe cuda. Było mi dobrze, jak nigdy, jak zawsze z Mileną. Wiem, że zabrzmiało to trochę nielogicznie, ale...

Było mi wspaniałe.

Milena galopowała na mnie, jak na rasowym ogierze czystej krwi. To była niesamowita przejażdżka. Cała aktywność leżała po stronie Mileny. Ja nie miałem nic przeciwko temu, aby dać się ujeżdżać. Podobało mi się to bardzo.

Galopowaliśmy razem przez prerię rozkoszy. To było niesamowite. Milena nadziewała się na mój twardy pal. Jej piersi podskakiwały szaleńczo przy każdym ruchu, bo z każdą minutą nasza jazda była coraz bardziej ekspresyjna. Nabieraliśmy prędkości, nasze oddechy także przyspieszyły. Byliśmy coraz głośniejsi. Nie kontrolowaliśmy swych odruchów... Dojechaliśmy do mety jednocześnie.





/////


Aromat świeżo zaparzonej kawy sprowokował mnie do otworzenia oczu. Zapach był

intensywny i przyjemny dla zmysłu powonienia. W połączeniu z innymi elementami poranka była to mistrzowska mieszanka. Słońce kładło swój blask na podłodze i głównej ścianie. Niebo było bezchmurne, a przez otwarte okno wpadał przyjemny wiatr, który delikatnie kołysał firanką. Cudny poranek.

Milena położyła kubki z kawą na ławie i podeszła do mnie. Świetnie prezentowała się w mojej koszuli. Materiał sięgał jej do połowy ud. Poza nią nie miała ana sobie nic innego.


- Zaparzyłem kawę - oświadczyła siadając obok mnie.

Podniosłem się i objąłem Milenę od tyłu zanurzając twarz w jej włosy. Ślicznie pachniała.

- Mhm - potwierdziłem - piękny poranek, prawda? Ty i ja, kawa, cicho wokół, słońce świeci... Czego chcieć więcej? - spytałem.

Milena milczała.

Pytanie zawisło gdzieś w przestrzeni między nami. Ja też już więcej nie dodawałem.

Ta cisza miała coś w sobie. Nagle pomyślałem, że gdyby jakaś mucha przelatywała w pobliżu i puściła nagle bąka, to zabrzmiał by on, jak wystrzał. Swoją drogą było by to ciekawe: mucha puszczająca bąka...

- Niczego - odezwała się wreszcie - niczego więcej nie trzeba. Zastanawiam się czy to nie za dużo...

- Nie rozumiem.

- Nic, nic - Milena wstała.

Coś zakłuło mnie w środku.

Albo jestem przewrażliwiony, albo coś wisiało w powietrzu. Zacząłem się bać. Tak zupełnie irracjonalnie.


Siedzieliśmy pijąc powoli gorący napój. Czułem się, jak skazaniec, któremu zaraz wysoki sąd ogłosi wyrok. To będzie wyrok ostateczny i niepodważalny. Nie będę mógł apelować ani wnosić o kasację.

Sekundy spadały z zegara z hałasem.





Zdjęcia: www.sexeo.pl



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Półsiostra

Złota Fantazja – Bianka cz.I