Mała Mi cz IV

 



Jej słowa zwolniły wewnętrzną blokadę. Poczułem że cały ciężar spada ze mnie gwałtownie.

"To przecież nic takiego... Nie jestem nią... Nie przejmuj się... Bardzo cię pragnę..."

Chyba właśnie tego potrzebowałem usłyszeć. Bardzo chciałem usłyszeć te słowa. One były kluczem otwierającym ten cholerny zamek, do którego bałem się podchodzić z wytrychem. Od tego wszystkiego znowu zakręciło mi się w głowie.

Trochę wbrew sobie objąłem mocno Michalinę i przytuliłem ją do siebie. Jakiś opór wciąż we mnie jeszcze był.

- Kocham cię – usłyszałem jej głos.

Połączyliśmy swe wargi w namiętnym pocałunku. Nagle poczułem się bardzo słaby. Było tak, jakby mocny cios trafił mnie prosto w skroń. Wielkie oszołomienie.





Nie byłem w stanie już racjonalnie myśleć. Mogłem tylko tulić Michalinę w swoich ramionach i całować jej słodkie usta. Moja dłoń przesunęła się raptownie z pleców Małej Mi na jej pośladki. Potem już poszło z górki, chociaż bardzo powoli i delikatnie.

Nie mogłem rzucić się na nią jak wygłodniały zwierz. W tym aspekcie starałem się nad sobą panować, chociaż było to bardzo trudne. Drugą dłoń  położyłem na jej piersiach. Kolejny krok został przeze mnie uczyniony.

Dłonie Michaliny także nie pozostawały bezczynne. Złapała mnie mocno za tyłek.

Odruchowo porwałem ją na ręce i zaniosłem do mojego łóżka. Niosłem ją, jak najcenniejszy skarb, bo takim właśnie była. Najcenniejszym skarbem, który trzymałem w swoich rękach.

Na łóżku zacząłem pieścić swoją Michalinę...





Bardzo wolno ściągałem z niej koronkową koszulkę. Na widok piersi Mi prawie oszalałem. Przyssałem się do nich niczym pijawka i całowałem różowe, sterczące już sutki. To była prawdziwa poezja. To było preludium miłosnego poematu, który właśnie zaczęliśmy pisać.

Wiedziałem, że będzie to najwspanialszy miłosny utwór.

Piersi Michaliny były jędrne, sprężyste i wydawało mi się, że pokryte dyskretną warstwą najsłodszego miodu, a ja miałem zaszczyt go spijać.

Czułem jak Michalina wplotła palce w moje włosy i gładziła moją czuprynę. Z jej ust wymykały się ciche, rozkoszne westchnienia. Ja byłem niezmordowany w pieszczotach. Gdy już wreszcie zwiedziłem całe górskie pasmo, wyruszyłem dalej przez płaskowyż brzucha.




Podniosłem się i ściągnąłem swoją koszulą. Michalina położyła dłonie na moich piersiach i przebierała palcami.

Patrzyłem na nią leżącą przede mną. To był niesamowity widok. Patrzyła na mnie, a w jej oczach tliły się zalotne iskierki. Była niezwykle pobudzona. Nowe doświadczenie, którego dokonywała wpływało na nią niezwykle wzniośle. 

- Piękna jesteś – wyszeptałem.

Tylko to przyszło mi w tej chwili do głowy. Tylko to potrafiłem wydukać przepełniony najwspanialszymi emocjami. To była jednak prawda, cała prawda i tylko prawda. Była piękna. Półnaga leżała przede mną w oczekiwaniu na moje dalsze poczynania. Czekała na nie w napięciu. Czułem to. Ja zresztą też byłem pełen podobnych odczuć, ale nie były one dla mnie pierwszyzną, więc przyjmowałem to teoretycznie spokojnie. Tylko teoretycznie, bo wszystko we mnie budowało jak w diabelskim kotle. Jednak z prawdziwą rozkoszą chciałem się w nim zanurzyć aż po uszy, a może nawet i głębiej.

Położyłem się na Michalinie składając pocałunki na jej twarzy.

– Piękna jesteś – powtórzyłem dla pełnego efektu.


Nie gnałem szaleńczo do przodu. Nie spieszyłem się. Pośpiech na pewno nie byłby tutaj na miejscu. Celebrowałem każdą sekundę z podziwu godnym pietyzmem. Rozkoszowałem się każdą mijającą chwilą. Każda odciskała na mnie swój wyraźny ślad. Tak właśnie powinno wyglądać zbliżenie. Szczególnie to pierwsze, które zostanie zapamiętane na całe życie. Jakby nie spojrzeć, dla mnie to zbliżenie też było pierwsze.

W pewnym sensie oczywiście.

Nie gnałem więc do przodu, jak pociąg ekspresowy. Nie rozebrałem Michaliny do końca. Nadal miała na sobie czarne koronkowe majteczki będące nierozerwalną częścią jej nocnego kompleciku. W swoich pieszczotach omijałem starannie miejsca skryte pod cieniutkim materiałem koronki. Odsłonięte części ciała były całe moje. Składałem więc na nich niezliczoną ilość pocałunków. Sunąłem po nich wargami. Gładziłem dłońmi. To były wielkie przestrzenie i starałem się być dokładnie wszędzie.

Skóra Michaliny była delikatna i miękka. Całując jej nogi byłem w niebie. Jakiś poeta napisał kiedyś: Nie miej innych bogów prócz kobiecych nogów i ja zgadzałem się z tym w całej rozciągłości. Nogi małej mi były bardzo zgrabne. Dokładnie wyprofilowane dwie kolumny podtrzymujące całość. Istna poezja i to bez dwóch zdań.

Michalina ślicznie pachniała brzoskwiniowym płynem do kąpieli. Miałem więc słodką brzoskwinkę w swoich ustach. To było takie niezwykłe. Nawet najmniejszy szczegół nabierał wielkiego znaczenia. Wychwytywałem każdy niuans.

Byłem niesamowicie podniecony. Znajdowałem się w całkiem innym wymiarze, który z ziemskim istnieniem miał niewiele wspólnego.

Dla takich właśnie chwil warto jest żyć. To jest cała esencja.


Wreszcie postanowiłem zrobić kolejny krok. Zębami złapałem materiał jej majteczek i ściągnąłem je z niej. Oto wreszcie leżała przede mną taka, jak ją Pan Bóg stworzył. Niezwykle piękna i idealna w każdym szczególe.

Jej piczka była dokładnie wydepilowana. Fałd skóry pomiędzy jej nogami był jak magnes. Przyciągał mój wzrok i wargi. Wreszcie więc dotknąłem nimi tej słodkiej szczelinki. Była niezwykle wilgotna i ciepła. Całowałem ją delikatnie.

Kolejna baza została zdobyta.

Michalina nie miała już przede mną żadnych tajemnic. Cała została przeze mnie odkryta, jak kiedyś Ameryka przez Kolumba. Cała była moja. Teraz tylko zdobywać po kawałeczku teren, gdzie jeszcze nie byłem.

Czyli: wszędzie. 

Jakie to cudowne!!!





Zdjęcia:www.sexeo.pl 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Moja słodka hijastra

Złota Fantazja – Bianka cz.I