Poezja prawdziwa cz.II



- Wzbogacony Tobą jestem...- mówiłem dalej mając twarz tuż przy twarzy Lei -  twą aurą elektryzującą się sycę...  jesteś moją częścią... ja Twoją jestem… cała jesteś poezją... 

Pocałowałem Leę delikatnie w usta przerywając recytację.

- Twój smak rozlewa się rozkoszą dzikich owoców jesieni po mych ustach z pragnienia spierzchniętych wargach... wszystkie smaki świata w Tobie znajduję. 

Objąłem ją mocno ramionami. 

- Piękne - powiedziała Lea wśród miłosnych westchnień - naprawdę piękne...

Sięgnąłem dłonią pomiędzy jej nogi. Zacząłem pieścić szparkę Lei. Jej Grota miłości była już bardzo wilgotna. Wsunąłem palec do jej wnętrza.

- Aaaa... - jęknęła Lea, a jej głos wspaniale wkomponował się w odgłosy szumiącego morza dobiegające z głośników.

- Jesteś krucha i delikatna...  jak porcelanowa figurka... jeden nierozważny ruch i tragedia gotowa - mówiłem dalej, a mój głos brzmiał coraz bardziej zmysłowo - Na białym i wielkim ekranie nasze dwa ciała w jedność splecione...  piękną nocą... gwiazd pełną jesteśmy... 




Lea była już bardzo podniecona. Jej oddech stał się szybszy i głębszy, a z ust wydobywały się coraz głośniejsze westchnienia. Mój oddech także przyspieszył. Robiłem coraz dłuższe przerwy pomiędzy wersami. Coraz bardziej byłem " ugotowany ".

- Nocą światłem własnym świeć... za dnias, słońcem moim bądź... - nie przerywałem jednak swojej recytacji.

Teraz była to "wielka improwizacja" , jak u Mickiewicza. Wersy "szyłem" na gorąco. Kompletnie nie wiedziałem jakie słowa padną za chwilę Do tego dochodziły jeszcze impulsy spowodowane manualną pieszczotą. To było niesamowite uczucie. Jeszcze nigdy takiego nie przeżyłem. Jeszcze nigdy moje " wierszydła" nie stanowiły tła dla tak niecodziennej, a poza tym bardzo mistycznej gry wstępnej. Bardzo mnie to jednak jarało. Leę także.

- Najpiękniejsze chwile...  to te... wyrwane wieczności... które razem spędzamy...  w siebie bezgranicznie zapatrzeni...  a najpiękniejsze i najwspanialsze miejsca...  to te... gdzie Ty jesteś... gdzie razem  jesteśmy... tutaj... właśnie tutaj....

Tak, byliśmy tutaj, razem.




Nie mogłem już wytrzymać. Chwyciłem mocno Leę i przewróciłem na łóżko. Położyłem się na mojej dziewczynie obejmując jej głowę rękami i zacząłem gwałtownie całować usta Lei potem szyję, ramiona i piersi. Ssałem je i masowałem dłońmi. Po dłuższej chwili ruszyłem dalej, ku innym partiom ciała. Cipka Lei była bardzo mokra, więc przyssałem się gwałtownie do tego źródełka i spijałem łapczywie jego wilgoć.

Przesuwałem językiem po szparce Lei, by po chwili całą swoją uwagę poświęcić boskiej clitoris. Lea niemalże krzyczała. Złapałem w dłoń swojego penisa i wsunąłem go do środka. Zacząłem wykonywać ruchy biodrami. Byłem w Lei. Wszedłem w swoją Muzę.

- O, tak... tak... tak! - jęczała Lea.

- Kocham cię... bardzo cię kocham - wtórowałem jej - jeszcze nigdy nikogo nie kochałem tak jak ciebie.

- Ja ciebie też bardzo, bardzo kocham.

Nasze oddechy splatały się ze sobą podobnie, jak nasze miłosne westchnienia. Otulone szumem morza z płyty kompaktowej tworzyły wspaniałą symfonię. A może to nie była symfonia? Może tak brzmiała poezja. Nasza własna poezja.

Najpiękniejsza poezja świata. Jej ukoronowaniem był jednoczesny orgazm, który osiągnęliśmy. Wytrysnąłem w głąb Lei.


Leżeliśmy w milczeniu łapczywie chwytając powietrze i uspokajając się. To były naprawdę cudowne chwile. Chwilę tuż po zawsze są genialne. Uspokojenie jest błogosławieństwem po wielkim, sięgającym nieba wzlocie na falach rozkoszy. Nasze dwie rajskie wyspy na niespokojnym oceanie życia stały się jednością.

Chciałbym, żeby tak było już zawsze.

- Może wreszcie zamieszkamy razem? - odezwała się Lea.

Spojrzałem jej prosto w oczy.

- O tym samym myślałem. Dość już mam tych spotkań raz na jakiś czas. To już mi nie wystarcza. Chciałbym mieć cię codziennie przy sobie.

Połączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku i przylgnęliśmy mocno do siebie. Morze nadal szumiało wokół nas. Było pięknie!


Ilustracje: Ania69

Koniec 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Moja słodka hijastra

Złota Fantazja – Bianka cz.I