Anaïs- Gdybyśmy byli po drugiej stronie lustra cz.VI





Byłem zawieszony pomiędzy dwoma światami: tym realnym i wyobrażonym. Pomiędzy nimi była tylko cienka granica płaszczyzny lustra. To była naprawdę cienka granica. Prawie niezauważalna. Te dwa całkiem różne światy mieszały się ze sobą i przenikały. Doszedłem do takiego punktu, że nie wiedziałem, który jest który. W obu było mi po prostu wspaniale.

Przypomniałem sobie pierwsze lekcje matematyki w szkole podstawowej i naukę o zbiorach. Mógłbym przyrównać nas do dwóch zbiorów, które miały coraz większą część wspólną. Nachodziły na siebie. Coraz bardziej stawaliśmy się zbiorem wspólnym. I to było najwspanialsze...


- Wiesz, gdzie byłoby najodpowiedniejsze miejsce dla nas? - spytałem. 

Anaïs pokręciła przecząco głową.

- Najlepiej dawno. dawno temu i gdzieś bardzo daleko stąd. Na przykład: za siedmioma górami, lasami, morzami, na samym końcu świata. Na absolutnym końcu świata, gdzie nawet asfaltowa autostrada kończy się nagle i niespodziewanie znikając w nicości. Mielibyśmy tam swój własny niewielki domek z ogródkiem. Wokół panowałaby cisza i spokój. Nie byłoby nikogo znajomego ani nieznajomego. Prawdziwa bezludna wyspa.

- Myślisz, że tam bylibyśmy najszczęśliwsi?

- Myślę, że tak...

- I co będziemy tam robić?

- Będziemy uprawiać dziki i namiętny seks.

- Przecież już to robimy. 

- Ale tam będziemy naprawdę wolni.

- To bardzo kusząca propozycja.

- Mnie też się ona podoba.

- Więc pojedźmy tam. Nawet teraz..

- Dobrxze - mówiąc to podniosłem się z krzesła.

Anaïs podniosła się także.





Och, jakie to wspaniałe doznanie wsunąć swego nabrzmiałego i pulsującego pożądaniem kutasa w wilgotną cipkę Anaïs. Robiłem to pierwszy raz,. Właśnie dziś to się stało. To był magiczny dzień. Ze wszech miar wspaniała chwila. Nasz pierwszy raz... Czułem się prawie jak młody Bóg, niezwyciężony Heros, prawdziwa Alfa i Omega. To było, jak zdobycie Mount Everestu albo jak pierwszy krok człowieka na Księżycu. Niesamowite, nieopisane, obłędne i wielkie. 

Miałem wrażenie, że jestem kimś w rodzaju Nadczłowieka. Czułem, że mogę absolutnie wszystko. Mogę dokonać rzeczy nawet niemożliwej. Cały świat stał przede mną otworem. Tym otworem była jej cipka. Zwłaszcza, że była to cipka, o której zdobyciu marzyłem od dawna. 

Wsadzałem więc swojego fiuta w Anaïs opierając się na kolanach i łokciach. Ona leżała pode mną z nogami zarzuconymi na moje biodra. Owinięty nimi mogłem się czuć, jak w niewoli, ale była to bardzo przyjemna niewola. Byliśmy bardzo blisko siebie, z twarzą przy twarzy. Na naszych twarzach malowały się wszelkie najwspanialsze emocje i odciskała się wielka przyjemność. Mogliśmy patrzeć sobie głęboko w oczy. Nie zapominaliśmy o pocałunkach i pieszczotach. Byliśmy maksymalnie przytuleni do siebie. Bardziej już chyba nie można być. To była bliskość absolutna.

Anaïs będąc pode mną miała wolne ręce i wykorzystywała ten fakt. Miała więc prawie niczym nieograniczony dostęp do moich pleców, szyi pośladków. Czułem wyraźnie delikatne zadrapania paznokciami które we mnie wbijała. To było takie rozkoszne i słodkie. Uwielbiam tę pozycję. Najbardziej klasyczna i najbardziej wygodna. Genialna w swej prostocie. Niektórzy mówią, że jest nudna i zbyt łatwa. Ja tak nie uważam.

Wsuwałem więc i wysuwałem penisa z mokrej i ciasnej cipki Anaïs. Moja penetracja była bardzo głęboka i dostarczała Anaïs wspaniałych doznań. Mnie oczywiście także. Naprawdę czułem się jak wielki i niezwyciężony Heros. 

Magiczny moment. Trzynasty dzień miesiąca, piątek. Nigdy nie byłem przesądny. Ten dzień zawsze wydawał mi się być szczęśliwy i tak było tym razem. Najbardziej szczęśliwy dzień ze wszystkich, które uważałem za szczęśliwe. Cud właśnie się stał.

Anaïs była moja. Była cała moja...




Koniec

Zdjęcia: www.sexeo.pl 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Moja słodka hijastra

Złota Fantazja – Bianka cz.I