Cycki Marzeny cz.II
- Ciągle się gapisz na moje piersi - stwierdziła Marzena, gdy surfowaliśmy po necie w poszukiwaniu przeróżnych ciekawostek dotyczących Mickiewicza.
Szybko zostałem przyłapany na gorącym uczynku. Trudno jednak było mi się opanować. Nie rzucić przelotnie okiem w stronę jej wydatnej mleczarni, to byłby przecież grzech i to ciężki.
- Nie - zaprzeczyłem, jednak bez przekonania w głosie - Wydaje ci się...
- Przestań chrzanić. Wszyscy gapicie się tylko na moje cycki...
- Bo są niesamowite - Postanowiłem się przyznać i przyjąć inną linię obrony.
- Aż tak ci się podobają?
- Jeszcze nie miałem okazji ich zobaczyć. Zaledwie tylko zarysowane kontury, ale tak... Bardzo mi się podobają i fascynują. Jestem przecież facetem...
"Młodym, silnym i zdrowym, którego roznosi Młodzieńcza energia i testosteron produkowany w niesamowitej ilości. A skoro nim jestem, to wiadomo przecież, że lubię sobie popatrzeć" - dokończyłem w myślach.
- Wszyscy jesteście tacy sami. A ja przecież oprócz cycków mam także wnętrze...
- Twoje wnętrze nie jest tak widoczne. O nim będę mógł coś powiedzieć, gdy cię lepiej poznam.
- Hmm... Ładnie wybrnąłeś - stwierdziła z uznaniem.
Wróciliśmy do Mickiewicza, ale tylko na krótką chwilę.
- Powiedz mi: chciałbyś je zobaczyć? - spytała znienacka
Odwróciłem wzrok od monitora komputera i spojrzałem uważnie na Marzenę. Uśmiechała się tajemniczo
- Tak - odpowiedziałem.
Starałem się zawsze mówić prawdę. To jest dużo bardziej opłacalne niż nawet małe kłamstewka. Innej odpowiedzi zresztą nie mogło tutaj być. Chciałem. Bardzo chciałem zobaczyć na żywo te dwa drogocenne walory, które posiadała. Zobaczyć na żywo. Nie to, że nigdy w życiu nie widziałem cycków, bo to oczywista nieprawda, ale nigdy aż tak olbrzymich i kolosalnych. Gdybym nie chciał, to Marzenka mogłaby sobie o mnie coś złego pomyśleć. Sam na pewno tak bym pomyślał, gdybym nie chciał, ale chciałem!
Raptem zrobiło mi się bardzo gorąco. Czułem się, jak w saunie. Czułem, że się pocę, a w gardle mi zaschło. Poczułem, że sztywnieję poniżej brzucha. Reszta ciała już dawno była sztywna z emocji. Kompletny paraliż całego organizmu. Tylko serce waliło mi, jak oszalałe i czułem jak krew pod wysokim ciśnieniem płynie żyłami.
Marzena uśmiechnęła się. Odsunęła ruchomy fotel od biurka i wstała. Chwyciła za spód swojej koszulki i zdjęła ją zdecydowanym ruchem. Miała na sobie koronkowy biustonosz w kolorze białym. Okrywał on idealnie jej piersi, przy czym wcale ich nie deformował. Był odpowiednio dopasowany. Wszystko było, jak w najlepszym porządku. Przynajmniej na moje oko, ale ja przecież wcale się na tym nie znałem. Dla mnie biust mógł być albo mały, albo średni, albo duży i tyle. Podobnież dobór odpowiedniego stanika, to wyższa szkoła jazdy, ale tu widać było, że poziom jest naprawdę wysoki. Moje oczy zaświeciły się i stały się ogromne. Wrażenie także oscylowało w tych kategoriach. Na mojej twarzy malował się zachwyt, oszołomienie, byłem zdumiony, zadziwiony i wręcz skołowaciały. Ten widok nie miał sobie równych. Był jednym z najwspanialszych, jakie widziałem do tej pory. Dla 17-letniego chłopaka było to niesamowite.
- Ha, ha.. Ale masz minę - głos Marzeny dobiegał, jakby z zaświatów..
Przed oczami miałem jej dwa wielkie zderzaki okryte koronkowym materiałem dwóch wielkich namiotów, w których wiele i wielu mogłoby się z pewnością zmieścić. Widziałem tylko to. Reszta była, jakby zamazana i rozpływała się.
Ale to jeszcze nie wszystko. Marzena odwróciła się do mnie plecami, zgarnęła włosy i odezwała się:
- Odepniesz?
Kurde... Czy odepnę?... Jasne, że tak! Gdyby tylko przestały drżeć mi ręce, to by było wspaniale. Z tych wielkich emocji nie mogłem opanować ich drżenia, ale odważnie sięgnąłem do zapięcia biustonosza. Nieco się namęczyłem z haftkami, ale wreszcie udało się. Marzena zsunęła ramiączka biustonosza i odłożyła go na bok ciągle będąc odwrócona do mnie tyłem. Splotła przed sobą ręce i dopiero wtedy odwróciła się do mnie twarzą. Stała przede mną pół naga uśmiechając się.
A ja nie wiedziałem, gdzie w tej chwili jestem. To był całkiem inny wymiar, inny świat i chyba czas był też całkiem inny. Piękny i cudowny. Czy na pewno realny? Tak! To była rzeczywistość.
Marzena stała Tak dłuższą chwilę absolutnie bez ruchu. Wreszcie powoli zaczęła odsuwać ręce. Jej piersi ukazały się w pełnej krasie.
Były naprawdę zjawiskowe.
Duże. Bardzo duże. Wręcz ogromne. W kształcie dzwonków, a więc węższe na górze i pełniejsze na dole. Przestrzeń między nimi była dość spora. Brodawki były do przodu. Aureole wokół sutków równie duże, ale proporcjonalne do całości. Lekko opadały. Widocznie były zbyt delikatne i kruche, aby oprzeć się sile ciążenia.
Boskie.
Były boskie.
Byłem urzeczony ich widokiem. Wpatrywałem się łapczywie i zachłannie, jakbym chciał na zapas nasycić się niesamowitym górskim pejzażem przed oczami. Nawet wysokogórskim pejzażem. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby nagle pomiędzy nimi ukazało się Widmo Brockenu.
Cudo.
To po prostu było cudo.
- Mogę ich dotknąć? - spytałem cicho.
Marzena milczała dłuższą chwilę, a każda sekunda jej milczenia wydawała się być godziną.
- Dotknij - usłyszałem jej szept.
Wyciągnąłem przed siebie obie ręce i bardzo delikatnie położyłem dłonie na ogromnych cyckach Marzeny. Miałem wrażenie, że przez moje ciało przepływa prąd o bardzo wysokim napięciu i natężeniu. Niesamowite uczucie. Jakbym dotykał boskości...
Na plecach czułem przechodzące ciarki. Wędrowały po całej linii kręgosłupa, a potem szły dalej. To bardzo przyjemne uczucie. Takie niezwykłe. Po raz pierwszy Miałem okazję tego doświadczać. Zupełnie, jakby oblazły mnie mrówki i penetrowały nowy teren. Niezwykłe ciepło rozpływało się po całym moim ciele.
- Okej. Dość już tego - odezwała się niespodziewanie Marzena - Zajmijmy się referatem, bo nie zdążymy do świąt.
Oto zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Raj trwał zdecydowanie za krótko. Osobiście mógłbym przedłużyć swą bytność w nim do nieskończoności. Jeszcze dość długo nie mogłem dojść do siebie. Bardzo ciężkie są powroty do rzeczywistości. Kiedyś trzeba jednak wrócić. Mogłem mieć tylko nadzieję, że już niedługo powtórzymy ten seans, a nawet pójdziemy znacznie dalej.
Marzena założyła koszulkę i siedliśmy przed komputerem. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Mam nadzieję, że pozostanie to tylko między nami - odezwała się Marzena.
- Oczywiście - odpowiedziałem.
Tego dnia musieliśmy już sobie dać spokój z twórczą pracą w temacie Mickiewicza. To wszystko z mojej winy. Wizualne wrażenia, których doświadczyłem niedawno zostawiły nieodparte wrażenie. Osiadły niczym kurz na meblach i trwały. Nie mogłem się na niczym skupić. Przed oczami miałem tylko biust Marzeny. Może ktoś w tym momencie pomyśleć, że jestem prymitywnym stworzeniem i cycki Marzeny przysłoniły mi cały świat, ale naprawdę tak było. W życiu nie widziałem wspanialszego i bardziej okazałego biustu u nastolatki. To był prawdziwy skarb i tak go traktowałem. Przez cały czas byłem pod wielkim, naprawdę wielkim wrażeniem.
Długo nie mogłem ochłonąć. Dopiero w domu...
Między nami zaczęło chyba coś iskrzyć.
Na kilometr było widać, że się zakochałem. Miałem rozszerzone źrenice, bardzo pociły mi się dłonie, miałem wypieki na twarzy i przyspieszony oddech. O suchości w ustach i problemach z koncentracją Już nie wspominam. Byłem strasznie rozkojarzony i niekiedy nie potrafiłem sklecić porządnego zdania. Wszyscy to zauważyli i kumple mieli ze mnie trochę beki, ale ja tym kompletnie się nie przejmowałem.
Wszystkie te symptomy nasilały się dziesięciokrotnie, gdy Marzena była bardzo blisko mnie. Dość często to się zdarzało. W szkole usiedliśmy w jednej ławce, poza szkołą także spędzaliśmy ze sobą sporo czasu i to nie tylko przy przygotowywaniu prezentacji. Nasza miłość rozwijała się i rozkwitała...
To już jednak materiał na inną opowieść...
Koniec
Zdjęcia: www.sexeo.pl









Komentarze
Prześlij komentarz