W gwiazdach zapisani cz.I

 



Muszę przyznać, że Bogusia świetnie prezentowała się w tym stroju. Krótka koszulka kończąca się tuż za biustem szczelnie przylegała do górnej części ciała.

Pod biustem została wszyta wygodna, szeroka guma, która nie uciskała ale zapewniała, że top nie będzie sie zsuwał podczas codziennej aktywności. Jak dla mnie ta gumka była zupełnie niepotrzebna, bo skutecznie eliminowała możliwość, że piersiątka Bogusi wyskoczą zza materiału i zaszczycą mnie swym niebanalnym widokiem. A byłoby co oglądać!

Bogusia prezentowała się niezwykle seksownie. Penis od razu stanął na jej widok, gdy tylko weszła do pokoju, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu nie poruszając się. Dopiero po dłuższej chwili zrobiłem kilka kroków w jej stronę. Podszedłem bardzo blisko i przytuliłem Bogusię mocno do siebie. Przylgnęliśmy z całej siły. Odgarnąłem lekko włosy z szyi kuzynki i zacząłem składać tam delikatne pocałunki.

– To szaleństwo - usłyszałem cichy szept Bogusławy.

– Wiem - odpowiedziałem.

– Kompletnie nam odwaliło. Może nie powinniśmy...

– Dlaczego?! - zdziwiłem się przestając na chwilkę muskać ustami jej szyję.

– Bo to chyba trochę za szybko idzie. Zbyt szybko Zresztą nie wiem, ale bardzo tego pragnę. 

– Ja też.

Oboje bardzo tego pragnęliśmy...


Zgadzałem się w pełni z Bogusią. Tak, to było kompletne szaleństwo, kompletnie nam odbiło. Stało się to nagle i znienacka. Ot, tak i już. To była chwila To był moment. Piorun sycylijski uderzył w nas z całą swoją mocą. I stało się, chociaż z początku wcale tak się nie zapowiadało.

Co ma jednak wisieć, to nie utonie - mówi znane polskie przysłowie, które jak wiadomo jest mądrością narodu. Tak jest. Co ma być, to będzie. Co ma się stać, to na pewno się stanie. Chociażby penis na penisie stawał, to będzie, jak to zaplanowano i zapisano w gwiazdach. Bo wszystko jest tam gdzieś zapisane. Każde nasze działanie było zaplanowane już dawno temu, a teraz wszystko zmierza do tego, aby się ziściło. Z nami najwidoczniej też tak było.

Ja wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że się stanie. Bogusia zresztą też. Od momentu naszego spotkania na szkolnym boisku wszystko zmierzało dokładnie w tym kierunku...




...


Nasze spotkanie było bardzo ciekawe. Kiedyś na pewno będzie opowiadane w charakterze anegdotki.

Tego dnia umówiliśmy się z chłopakami na boisku, aby pokopać trochę w piłkę, bo nasz dystans do Lewandowskiego zwiększał się z każdym dniem. Rozgrywaliśmy więc spokojnie nie ważny meczyk.

Po którymś ze strzałów na bramkę, która minimalnie minęła chorągiewkę kończącą boisko piłka potoczyła się w stronę trybun, gdzie siedziała jakaś dziewczyna. Miałem najbliżej, więc pofatygowałem się w stronę futbolówki.

– Hej, Mała! - krzyknąłem w stronę dziewczyny - Podałabyś piłkę?

Nieznajoma podniosła się powoli i spojrzała na mnie przeciągle.

– Mała, to jest moja cipka - odrzekła - a ja jestem po prostu niewysoka.

Za pleców dobiegł mnie śmiech kumpli. Ja także się uśmiechnąłem słysząc tą ciętą ripostę. "Mała, ale wyszczekana" - pomyślałem. Dziewczyna jednak piłkę podała. Kopnęła ją w moją stronę tak, że trafiła centralnie w podbrzusze. Uderzenie nie było silne i nie zrobiło mi jakieś krzywdy, ale zdjąłem się w pół. Dziewczyna ruszyła w moją stronę.

– Nic ci się nie stało? - spytała z autentyczną troską w głosie.

– Nie, nie wszystko jest w porządku.

– Przepraszam, nie chciałam.

– A kto cię tam wie - stwierdziłem uśmiechając się nieco złośliwie do nieznajomej.

Wyglądała całkiem zwyczajnie. Niewysoka, w okularach, z ciemnymi włosami zaczesanymi w kitkę, ubrana w powycierane jeansy i biały t-shirt. Na nogach miała zwykłe tenisówki chińskiej produkcji. Pod pachą trzymała dość grubą książkę.

"Chyba jakaś intelektualistka" - wydedukowałem. Po chwili wróciliśmy do meczu, a dziewczyna na trybuny do czytania książki. Obserwowała jednak nasze boiskowe dokonania.

Nie znałem jej. Widziałem ją także po raz pierwszy. Chłopaki też nic bliższego o niej nie mogli powiedzieć. Była zagadką.




Po meczu szybki prysznic i powoli zaczęliśmy zbierać się do domu. Nieznajoma dziewczyna czekała na mnie przed wyjściem.

– Hej - odezwałem się pierwszy na jej widok - czekasz na mnie, aby mnie dobić?

– Tak - uśmiechnęła się wesoło - nie dokończyłam dzieła zniszczenia, więc chcę to nadrobić.

– Fajnie, ale czemu wybrałaś właśnie mnie?

– Podobasz mi się.

– I wszystkich, którzy ci się podobają traktujesz właśnie w taki sposób.

– Nawet ostrzej.

– Czyli: mogę uważać się za szczęściarza?

Dziewczyna pokiwała tylko głową.

– W ramach przeprosin dam się zaprosić na lody - dodała uśmiechając się perliście.

Jawnie na mnie leciała. To dało się wyczuć. Jej sygnały były tak wyraźne, że chyba tylko idiota by się nie zorientował o co chodzi. Ja do idiotów się raczej nie zaliczałem, więc... Poszliśmy razem do cukierni w centrum.

Dziewczyna miała na imię Bogusia. To była pierwsza dziewczyna o tym imieniu, którą znałem. Muszę przyznać, że to bardzo ładne imię i wyjątkowo do niej pasowało.




Nie wiedziałem co o tym myśleć. Po raz pierwszy spotkałem się z tak jawnym uwodzeniem mnie przez fajną dziewczynę. Leciała na mnie i to bardzo. To było widać i słychać. Przyznam się, że to bardzo fajne uczucie. Już w tej chwili czułem się bosko. A co to będzie, gdy sytuacja będzie rozwijać się w tym kierunku przez cały czas? Trudno było mi sobie to w tej chwili wyobrazić. Wszystko jednak szło w dobrym kierunku ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu. Wkrótce jednak do tego przywykłem i zacząłem traktować awanse Bogusławy, jako coś normalnego. Sam także wspinałem się na szczyty sztuki podrywu i mam nadzieję, że przynosiło to efekty.

– Mam na ciebie dużą ochotę - wyznałem gdy szliśmy wolnym krokiem parkową alejką w stronę domu Bogusi.

– Jesteś bardzo szczery i bezkompromisowy.

– Ty także nie owijasz niczego w bawełnę.

– Bo tak jest najuczciwiej.. 

– Więc chyba dobrze, że jestem szczery?

– Bardzo dobrze. Szczerość jest podstawą wszystkiego


C. D. N.

Zdjęcia: www.sexeo.pl 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Moja słodka hijastra

Złota Fantazja – Bianka cz.I