Uniesień szał








Zawsze, kiedy jestem w Krakowie, do obowiązkowych punktów programu należą Sukiennice i eksponowany w nich obraz Władysława Podkowińskiego pod tytułem: Szał uniesień.

To piękny i wspaniały obraz emanujący niesamowitymi emocjami. Zachwycił mnie już dawno temu. Miałem kilka lat i widok nagiej kobiety na koniu długo lśnił pod moimi powiekami. Wtedy budził on we mnie naprawdę duże emocje i powodował podniecenie. Teraz emocje są podobne, ale już nieco bardziej stonowane i potrafię nad nimi panować. Wielkie wrażenie wciąż jednak we mnie się utrzymuje.

To monumentalne dzieło Władysława Podkowińskiego z 1894 roku o wymiarach
310 na 275 centymetrów przedstawia rudowłosą, nagą kobietę.
Właśnie przed nim stałem pełen zachwytu.

Mógłbym tak stać bez końca zatopiony w palecie barw emanującej z obrazu. Tutaj czas dla mnie się zatrzymywał, a ja po prostu trwałem przed nim bez ruchu. Zatopiłem się w swoich myślach.

Zamknąłem oczy i od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, albo w tym wypadku, malarskiego pędzla, pojawił się mój własny obraz. Moja własna, prywatna wersja "Szału uniesień".

Taką zawsze ją widziałem...

I wciąż taką ją widzę. Naprawdę taką ją widzę w moich snach i marzeniach. Tego mojego wspaniałego rudzielca galopującego na szalonym koniu. Obraz wciąż jest jak żywy. Mimo tego, że upłynęło już tyle lat od jej odejścia...

Jest to jedyny obraz w mojej galerii. Jest jedynym dziełem, które posiadam na własność i prawdziwą perełką mojej bardzo skromnej kolekcji.

Anna całkiem naga siedzi na grzbiecie potężnego, karego konia stającego dęba. Ten koń na pierwszy rzut oka może wydać się szalony. Ten koń to nie jest taki sobie zwykły kucyk obwożący dzieciaki dla ich radości. Piana, która toczy się z pyska konia, jego wysunięty język i wytrzeszczona gałka oczna podkreślają dziki, szaleńczy charakter tej sceny.

A Anna? Mimika jej twarzy oraz przymknięte oczy wyrażają niebiańską ekstazę. Jej włosy falują wokół głowy, splatają się z końską grzywą. Alabastrowa karnacja jej skóry bardzo kontrastuje z czarną i lśniącą zwierzęcą sierścią. Ramionami obejmuje szyję wierzchowca, kolanami ściska jego grzbiet.

Ten widok niezwykle mnie zachwyca.

Ten widok bardzo silnie na mnie działa. Jestem bardzo podniecony. Moje uniesienie jest wprost niebiańskie...

Wyczułem, że ktoś stanął za moimi plecami, ale z początku nie zwróciłem na to zbytniej uwagi. Dopiero gdy usłyszałem miło brzmiący damski, odwróciłem głowę. Za mną stała ładna, nawet bardzo ładna dziewczyna. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę były jej ogniste włosy.

Widzę, że obraz Podkowińskiego bardzo pana zafascynował.

Tak. To prawda – odpowiedziałem – ten obraz ma w sobie coś.

To wspaniałe dzieło. Jest jednym z najbardziej znanych polskich obrazów, uważanym przez znawców sztuki za pierwsze znaczące dzieło nurtu symbolizmu w polskim malarstwie – ciągnęła nieznajoma.

Pani zna się na malarstwie? – spytałem.

Studiuję na Krakowskim ASP.

W takim razie nie dziwię się, że dysponuje pani taką wiedzą.

Sylwia. Mam na imię Sylwia – przedstawiła się dziewczyna, wyciągając do mnie rękę.

Dariusz. Mam na imię Darek. Bardzo mi miło.

Jak zechcesz, to mogę opowiedzieć ci dużo więcej o tym obrazie.

Jasne. Z przyjemnością posłucham tej zajmującej opowieści – uśmiechnąłem się – ale może niekoniecznie tutaj.

O, a gdzie? – spytała.

Pomyślałem sobie, że dasz zaprosić się na kawę do jakiejś miłej kawiarenki w pobliżu, ale oczywiście, jeśli nie chcesz, to nie ma sprawy i bardzo chętnie posłucham o obrazie Podkowińskiego tutaj, w tak pięknych okolicznościach galerii.

Sylwia roześmiała się wesoło.

Okej. Dam się zaprosić.

Jakiś czas później usiedliśmy przy stoliku w ogródku jednej z wielu kawiarenek znajdujących się przy rynku.

Nie jesteś z Krakowa? – spytała Sylwia.

Nie, ale bywam tu dość często – odpowiedziałem – bardzo lubię to miasto.

Ja przyjechałam tu na studia. Już dawno temu zakochałam się w Krakowie i bardzo się cieszę, że mogę tu studiować.

Zamówiłem dwie kawy i ciastka.

To, co chcesz wiedzieć o "Szale uniesień"?

Wszystko – uśmiechnąłem się.

Sylwia rozpoczęła więc wykład na temat mojego ulubionego obrazu. Szczerze mówiąc, nie dowiedziałem się nic nowego, od tego, co już wiedziałem, ale Sylwia opowiadała tak fascynująco i z wielką pasją, że słuchałem jej z przyjemnością.

Słuchałem, ale też i obserwowałem. Zachodzące słońce wspaniałym blaskiem zalśniło w jej rudych włosach. Ten widok zauroczył mnie od pierwszego spojrzenia i spytałem, czy mógłbym wykonać jej zdjęcie w tym świetle?

Zdziwiła się, ale zgodziła od razu. Wyciągnąłem wiec z torby swojego cyfrowego Canona i skierowałem obiektyw w stronę Sylwii. Wykonałem kilka ujęć. Musiałem przyznać, że zdjęcia wyszły naprawdę dobrze.

Tak samo oceniła mnie Sylwia i myślę, że jej słowa uznania nie były użyte tylko w formie grzecznościowej.

Jesteś artystą? – spytała.

Żaden tam ze mnie artysta. Po prostu lubię fotografować, czasem coś napiszę, coś lirycznego, albo i nie. Ostatnio wziąłem się za ekfrazy różnych obrazów.

Oooo – odezwała się – czyli: drzemie w tobie artystyczna dusza?

Nie jestem do końca przekonany, ale dziękuję. Nie potrafię malować, więc jakoś inaczej staram się uwiecznić piękne obrazy.

Czyżbym była pięknym obrazem?

Z pewnością dużo piękniejszym, niż mógłby być mój autoportret.

Roześmialiśmy się.

Zaczęliśmy rozmawiać o sztuce, która bardzo mnie interesowała.

Później wybraliśmy się na spacer po Rynku. Spacerując tak to tu, to tam, zawsze mam wrażenie, że nasiąkam krakowską atmosferą. Ona powoli zaczyna mnie wypełniać aż pod sam korek.

Zawsze dobrze się tutaj czułem. Poczułem się jak u siebie. W towarzystwie rudowłosej Sylwii było to podwójnie przyjemna. Ta nowo poznana dziewczyna spodobała mi się niezwykle. Do ognistowłosych dziewcząt zawsze czułem duży sentyment...

A wracając do Krakowa, to bardzo odpowiadał mi jego nastrój. Właściwie to wszystko mi tu odpowiadało, wszystko mi się podobało i niesamowicie zachwycało. Kraków ma w sobie to coś. A Kraków będący tłem dla Sylwii, to była prawdziwa perełka w królewskiej koronie.

Zrobiło się ciemno, gdy odprowadziłem Sylwię pod jej dom. Wynajmowała pokój w starej, pamiętającej dawne czasy kamienicy. Tego mogłem Sylwii zazdrościć.

Wejdziesz na górę? – spytała.

Powiem szczerze, że zdziwiła mnie ta propozycja, ale też i bardzo ucieszyła. Już od pewnego czasu czułem, że ten dzień tak właśnie się zakończy. Tak cudownie się zakończy.

Z przyjemnością – odpowiedziałem.

Musiałbym być całkowitym idiotą, gdybym odrzucił taką propozycję.

Zanim znaleźliśmy się na górze, zdążyłem zakupić w pobliskim sklepie butelkę dobrego wina.

Nie mam bladego pojęcia, jak powinien wyglądać pokój typowej studentki Akademii Sztuk Pięknych, ale widok pokoju Sylwii chyba ukształtował moje wyobrażenie takowego miejsca. Łóżko, szafa, biurko, okrągły stół i dwa krzesła, kilka półek, na których zauważyłem wiele kołonotatników i szkicowników. A poza tym sztaluga rozstawiona przy ścianie i oparte o ścianę już wykonane obrazy.

W powietrzu roznosiła się niezwykle twórcza atmosfera. Poczułem ją od razu, gdy tylko przekroczyłem próg tego pokoju. Twórczy klimat i nastrój otoczył mnie w jednej i bardzo krótkiej chwili. Ten specyficzny duch i niezwykle eteryczne otoczenie sprawiło, że i ja poczułem się w pewnym sensie uduchowionym.

Jestem pod bardzo dużym wrażeniem – stwierdziłem, rozglądając się ciekawie – bardzo tutaj przytulnie i twórczo. Nigdy nie miałem okazji być w takim miejscu.

Usiedliśmy na kanapie i kontynuowaliśmy naszą niezwykle interesującą rozmowę, popijając wino ze szklanek, bo odpowiednich kieliszków Sylwia nie posiadała. Zresztą w towarzystwie Sylwii wino mógłbym pić nawet i z plastikowych kubków. Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej zbliżaliśmy się do siebie.

W pewnym momencie nasza rozmowa została przerwana, a my wpatrywaliśmy się sobie w oczy.

Wiesz – odezwała się Sylwia po dłuższej chwili – Myślę, że dzisiejszy dzień nie skończy się zwykle.

Mnie też się tak wydaje.

Nie marnujmy więc czasu.

Złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku i to spowodowało zwolnienie blokady. Rozbieraliśmy się nawzajem. Ciało Sylwii było niesamowicie zgrabne. Bez żadnego problemu mogłaby być nie tylko Twórcą, ale także i tworzywem, z którego powstanie coś absolutnie pięknego. Gdybym był artystą malarzem albo przynajmniej fotografem, to widziałbym ją w charakterze mojej modelki.

Jej postura była filigranowa, drobna i wydała mi się być niezwykle krucha. Musiałem więc bardzo uważać, żeby jakimś gwałtownym ruchem, nie uczynić jej krzywdy. Na szczęście ja także miałem w sobie delikatność i subtelność, więc chyba nie powinno być tak źle.

Piersi Sylwii były średniego rozmiaru. Dwie idealne połówki cytryny ze sterczącymi na baczność sutkami. Z prawdziwą przyjemnością zacząłem pieścić je swymi dłońmi i całować z delikatnością, na którą z pewnością zasługiwały. Podobnie delikatnie postępowałem z innymi rejonami ciała rudowłosej Sylwii. Nie było takiego miejsca, którego nie obdarzyłbym pieszczotami.

Sylwia podobnie.

Kiedy wzięła do ust mojego sterczącego penisa, aż jęknąłem z rozkoszy...

Kochaliśmy się delikatnie i jakby w zwolnionym tempie, rozkoszując się każdą chwilą i każdą pieszczotą. W naszym zbliżeniu nie było nic zwierzęcego. Czysta niczym nieskażona namiętność, na najwyższym poziomie. Nasze połączenie nie miało nic wspólnego z typowym pornosem. Bez żadnego skrępowania i jakichkolwiek zahamowań wędrowaliśmy razem ścieżką rozkoszy aż do jej osiągnięcia.

Sylwia była niesamowitą kochanką.

Właśnie tak widziałem zawsze zmysłowy szał, szał uniesienia, poryw namiętności i istnej pasji.

Takie uniesienie to ja rozumiem. W takim szale uniesień zawsze chciałem się znaleźć. Chciałem, aby ten kary koń uniósł nas prosto w krainę ekstazy, gdzie erotyczny poryw jest czymś naturalnym i zwyczajnym.

Sylwia właśnie tam mnie brała.

Siedziała na mnie niczym na koniu i ujeżdżała mistycznie. Stworzyliśmy razem niesamowitą figurę, która mogła przywodzić na myśl obraz Podkowińskiego. Wyobraziłam sobie, że nagle zmieniła się w główną bohaterkę tego obrazu, a ja byłem jego autorem. Uwieczniałem nasze uniesienie na płótnie. Razem tworzyliśmy prawdziwe dzieło sztuki.







💢💢💢💢💢



Koniec

Zdjęcia: sexeo.pl, Wikipedìa


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CIOTKA KATARZYNA Cz. I

Półsiostra

Złota Fantazja – Bianka cz.I