Nieudany wieczorek kawalerski cz.II
Cofnijmy się więc do września 2019 roku. Zacząłem pracę w zagranicznej firmie i chcąc jak najbardziej się usamodzielnić, wynająłem mieszkanie właśnie tutaj. Była to kawalerka, ale niczego więcej w tamtej chwili nie potrzebowałem. Dzielnica była okej, prawie centrum, cicho, spokojnie. Ten okres nie zaznaczył się niczym specjalnym w moim życiu. Albo pracowałem, albo imprezowałem, a do domu przychodziłem tylko po to, żeby się wyspać, zmienić ubranie i coś tam jeszcze, przeprać, coś zjeść i tak dalej. Nic więc dziwnego, że nie kojarzyłem ludzi stamtąd.
Sąsiadki z naprzeciwka jednak mignęły mi czasami przez oczami, ale nie kojarzyłem ich z niczym szczególnym.
Świat naprawdę jest mały.
No i teraz taka sytuacja...
– Ale numer – Malwina nie mogła wyjść z podziwu – wszystkiego mogłabym się spodziewać, ale nie tego, że po kilku latach spotkam sąsiada. Ty mnie nie pamiętasz?
– Jak przez mgłę. Mieliście chyba amstaffa?
– Tak. Azazę.
– A jak twoja babcia i mama?
– Babcia zmarła trzy lata temu, mama spotkała fajnego faceta i mieszka u niego. Na starych śmieciach zostałam tylko ja. A co u ciebie?
– Ja nadal pracuję w Firmie. Odziedziczyłem mieszkanie. I tak sobie żyję w systemie:od I do I.
Malwina zrobiła zaciekawioną minkę.
– Od I do I? Nie za bardzo rozumiem.
– Od imprezy do imprezy – wyjaśniłem.
– Czyli, wolny ptak jesteś?
– Tak, nawet taki blubert, niebieski ptak, ewentualnie truteń skaczący z kwiatka na kwiatek.
– To fajnie masz – stwierdziła Malwina śmiejąc się wesoło
Miałem nadzieję, że po niedawnym wkurwie, nie było już śladu.
– Dzięki za podwiezienie – odezwała się po chwili.
– Nie ma sprawy – odrzekłem – spotkamy się jeszcze?
– Bardzo chętnie. Miło mi się z tobą rozmawiało.
– Mnie także.
– Chyba że wejdziesz teraz na górę – zaproponowała Malwina.
– Tak miłego zaproszenia się nie odrzuca – stwierdziłem.
Po chwili znaleźliśmy się w mieszkaniu Malwiny. W międzyczasie dowiedziałem się, że na moim starym miejscu w tej chwili nie mieszka. Właściciel przez ten czas wynajął mieszkanie tylko jednej osobie, ale na krótki okres, bo ten student okazał się nierzetelny.
Mieszkanie Malwiny było bardzo miłe i przytulne. Nic w tym dziwnego. Kobieca ręka. W utrzymywaniu mojego pomagała mi Swietłana.
Usiedliśmy na miękkich, skórzanych fotelach w salonie, aczkolwiek ja wolę określenie: pokój gościnny lub po prostu stołowy.
Malwina przyglądała mi się bardzo uważnie.
– Trochę cię pamiętam z tamtych czasów. To nie jest przecież jakaś zamierzchła przeszłość. Nawet mi się podobałeś. Ja jednak byłam wtedy gówniarą.
– Za to teraz jesteś już dorosłą kobietą. Mogę więc tylko żałować, że nie zaczekałem tutaj na ciebie – roześmiałem się trzymając w ręku filiżankę kawy.
– Żałuj – Malwina także się śmiała.
– Bardzo, ale to bardzo żałuję. Żałuję tak, jak nie wiem. I mówię to bardzo poważnie, chociaż nie można tego wnosić z tonu mojego głosu.
– Rzeczywiście – zgodziła się ze mną Malwina – z tonu twojego głosu można wnosić, że robisz sobie jaja.
Nasze przekomarzania przerwał dźwięk mojego telefonu. Dzwonił Paweł, jeszcze jeden uczestnik naszego wieczorku.
– Hej, co jest?
– Nic – usłyszałem w słuchawce – impreza się trochę sypła. A ty gdzie jesteś?
– U mnie wszystko okej.
– Będziesz tu wracał?
– Nie wiem, czy jest sens... chyba że potrzebujecie transportu?
– Nie, nie. Mikiego zapakowaliśmy do taksówki. My z Jackiem też będziemy się ewakuować. Dzięki, ale nie potrzeba.
– To okej – zakończyłem rozmowę – No! I już po imprezie – mówiąc to spojrzałem na Malwinę – ale przynajmniej się wyśpię i jutro nie będę wyglądał jak z baby zdjęty.
– Żałuję, że tak się stało. Trochę szkoda tego wieczoru, prawda?
– Na pewno trochę szkoda – zgodziłem się ze swoją rozmówczynią – ale na szczęście doświadczyłem prawdziwego gwoździa programu, jakim był twój występ. Po raz kolejny stwierdzam, że był świetny i bez dwóch zdań to był najmocniejszy punkt dzisiejszego wieczora. Będę miał co wspominać przez następne dni, a może tygodnie – mrugnąłem porozumiewawczo do Malwiny.
– A ten niby: gwóźdź programu, nie był gwoździem do trumny?
– A wiesz, że nie.
– Bardzo się więc cieszę.
– Cała przyjemność po mojej stronie – podniosłem się z fotela cucąc zakończyć nasze miłe spotkanie – pożegnam się już.
– Nie idź jeszcze. Posiedzimy, pogadamy. Co ty na to?
– To świetny pomysł, ale nie chciałbym zakłócać ci reszty wieczoru.
– Spokojnie – uśmiechnęła się po raz kolejny i po raz kolejny zrobiła to prześlicznie – Wcale nie przeszkadzasz. Będzie mi bardzo miło. Masz ochotę na pizzę?
– Wrzuciłbym chętnie coś na ruszt, bo przyznaję, że trochę zgłodniałem. Zaraz zamówię.
– Po co zamawiać? Sama zaraz zrobię. To potrwa niewiele dłużej niż dostarczenie.
– No, to świetnie – ucieszyłem się – Nie ma to jak domowe jedzenie. A tak z ciekawości zapytam: czy ten Turek z kebabem jeszcze tu jest?
– Jest kebabownia, ale ma już innego właściciela.
Niecałą godzinę później, na stole stała świeżo upieczona pizza, a wokół roznosił się jej zapach.
Muszę powiedzieć, że byłem ze wszech miar zadowolony. Pizza wyszła nam rewelacyjnie i zniknęła szybko ze stołu. Wieczór naprawdę wyglądał całkiem nieźle. Teraz siedzieliśmy na kanapie przeglądając zdjęcia z albumu Malwiny. Z głośników sączyła się miła dla uszu muzyka. Dla mnie bomba.
– O czym myślisz? – spytała Malwina.
– O tym, że ten wieczór nie jest tak do końca spieprzony. Oczywiście, dzięki tobie. Jest całkiem nieźle i smacznie – uśmiechnąłem się.
– Masz kogoś? – kolejne pytanie Malwiny było z gatunku niespodziewanych.
– Nie – odpowiedziałem – jakoś do tej pory się nie złożyło. A ty?
– Sytuacja podobna jak u ciebie.
– Czyli: dwa samotne białe żagle. Zamierzamy coś z tym zrobić?
Malwina, jakby troszeczkę zesztywniała.
– Co masz na myśli? – spytała sucho.
Ups! Chyba trochę przegiąłem. Musiałem jak najszybciej to naprawić. Wstałem więc.
– Przepraszam – powiedziałem pełen skruchy – to nie było do końca przemyślane, co powiedziałem. Nie miałem nic na myśli. Przepraszam. Pójdę już.
Zrobiłem nawet dwa kroki w stronę drzwi.
– Zaczekaj – usłyszałem głos Malwiny za plecami.
– Naprawdę przepraszam – odwróciłem się w jej stronę.
Malwina także wstała.
– Okej, rozumiem – podeszła do mnie i nieoczekiwanie zarzuciła mi ręce na szyję – naprawdę rozumiem.
W przypływie impulsu objąłem ją w pasie.
– Nie wychodź – odezwała się – zostań.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
– Jesteś tego pewna? – spytałem.
– Tak.
To krótkie słowo mi wystarczyło. Powoli zbliżyłem swoje usta do ust Malwiny. Nasz pocałunek początkowo był bardzo delikatny i jakby nieśmiały, wstydliwy i niepewny, chociaż wstydzić się nie było absolutnie czego. Bardziej niepewny, ale z upływem sekund coraz bardziej zdecydowany i nabierający temperatury. Coraz gorętszy. Oboje się zapalaliśmy.
Byliśmy, jak dwie świece, z początku świecące bardzo nikłym płomieniem, ale potem było to prawdziwe morze ognia. Morze, a może nawet i ocean.
Byłem napalony na Malwinę i to właściwie od pierwszego momentu, wszystko od tego czasu we mnie buzowało i wreszcie miało okazję wyjść na zewnątrz. Przyznam, że marzyłem o takim zwieńczeniu wieczoru. W życiu jednak nie przypuszczałem, że tak się właśnie stanie. Wszystko jednak wskazywało, że tak będzie.
Wziąłem Malwinę na ręce i zaniosłem wprost do łóżka. Położyłem się tuż obok i kontynuowaliśmy to, co robiliśmy wcześniej, czyli: całowaliśmy się namiętnie. Sięgnąłem ręką do kolan Malwiny i powoli przesuwałem dłoń w stronę bioder. Masowałem jej smukłe uda i kształtne pośladki. Malwina miała na sobie dżinsowe spodnie. Dotarłem rękę do pasa i zacząłem odpinać guzik.
Wszystko oczywiście działo się powoli. Bardzo powoli. Należałem bowiem do tych facetów, którzy zawsze z niezwykłym pietyzmem celebrują chwilę, przeciągając ją nawet w nieskończoność dla spotęgowania efektu. Malwina nie miała nic przeciwko temu i z lubością poddawała się moim poczynaniom.
Rozebraliśmy się do pasa i skupiliśmy na pieszczotach górnych części ciała. Objąłem dłonią jej piersi, całowałem i ssałem różowe sutki, które stały już nieomal na baczność. Zawsze bardzo poważnie podchodziłem do spraw pobudzenia swych partnerek. Z reguły rozpoczynałem od pieszczot sutków, bo przecież tam skupiona jest duża ilość zakończeń czuciowych. Impulsy przekazywane są dalej. Piersi to bardzo ważny element w grze wstępnej. Ja nigdy go nie pomijałem. Poza tym zaliczam się do wyjątkowych miłośników tej części ciała u kobiety. Innych zresztą też, ale na razie skupiłem się na piersiach.
Po dłuższej chwili przeniosłem pieszczoty na okolice szyi Malwiny, nie zapomniałem także o innych częściach jej ciała. Oprócz ust miałem przecież także dwie ręce.
Dawałem z siebie wszystko powoli nakręcając do maksimum i tak napiętą już sprężyną. Podobnie Malwina. Ona też nie oszczędzała się w pieszczeniu mnie i nie żałowała niczego z ogromnej gamy dostępnych pieszczot. Wpłynęliśmy więc razem na Morze Rozkoszy i coraz dalej oddalaliśmy się od brzegów zatapiając w cielesnej miłości.
Wszystko przebiegało tak jak zawsze marzyłem. Wszystko było wręcz idealne. Magia seksu spływała na nas szerokim strumieniem, dając siłę i napędzając. Sunęliśmy więc przed siebie, całkowicie w sobie zatopieni.
Aż do spełnienia...
To było piękne i wspaniałe. To było niesamowite. Malwina zabrała mnie w cudowny świat. Była w tym niesamowitą mistrzynią. Można tylko chylić czoła przed jej profesjonalizmem. Z mojej głowie zagościła nawet taka myśl, że jest profesjonalistką. Jeżeli oczywiście domyślacie się, co mam na myśli. Oczywiście, gdzieś tam w głębi duszy wierzyłem, że to nieprawda. Jednak nieważne było to, co mogłoby się okazać. Była naprawdę bardzo namiętna i ten fakt był niezwykle uroczy. Mnie w każdym razie kupiła.
Koniec
Zdjęcia: www.sexeo.pl









Komentarze
Prześlij komentarz