Opowiadanie na Nowy Rok cz.I
Obudziłem się o 9:30. Wiem, bo zaraz po otworzeniu oczu, spojrzałem na zegarek i wskazówki wskazywały właśnie taki czas. Wokół było już jasno. Za oknem dość przyjemnie i pogodnie. Oprócz tego, że było jasno, to panowała też niczym nie zakłócona cisza. Zupełnie tak, jakby ktoś wcisnął na wielkim pilocie przycisk MUTE. Teraz muszę jeszcze ustalić dokładnie wszystkie fakty, które nastąpiły.
Otóż... Dziś powinien być już pierwszy dzień stycznia 2025 roku, środa, imieniny między innymi Mieczysława i tak dalej... Zresztą nieważne.
Rozejrzałem się dookoła. W pokoju byłem sam, co mnie nieco zdziwiło, bo przecież nie sam tutaj się pojawiłem jakiś czas temu. Nie byłem aż tak pijany, żeby nie pamiętać tego, co się działo. Ale fakt, wyjścia Marty nie zarejestrowałem. Minus dla mnie.
Cała reszta towarzystwa naszej sylwestrowej imprezy, a więc może także i Marta, zalegała z pewnością w innych częściach tego dużego domu. Podejrzewam, że większość w salonie.
Zebrałem się w sobie i wstałem. Trzeba przyznać, że trochę było ciężko, ale nie tak najgorzej. Nie czułem się źle i kac, jeżeli nawet był, to był zaledwie symboliczny. Aha, dziś jest chyba światowy dzień kaca, więc całkiem nieźle się składa.
Powoli powlokłem się w stronę kuchni.
Najlepszym pomysłem na ten moment wydała mi się bowiem kawa z cytryną, ale kawę musiałem sobie zrobić sam. Idąc dalej tym tropem rozumowania: aby ją zaparzyć, to należało znaleźć się w kuchni, bo ona sama, niestety, nie przyjdzie. Nie jest to miłe z jej strony – pomyślałem.
– Łi wiszju a mery krismas end hepi niu jir – zanuciłem fałszywie w myślach.
Kawa z cytryną naprawdę mi się przyda. Kiedy ją spożyję, to zapewnię sobie tym samym nieco przytomniejsze funkcjonowanie z samego rana.
Nie od razu zauważyłem, że przy stole siedziała już Patrycja, moja kuzynka. Jej strój, był podobnie, jak mój, jeszcze lekko niedbały, chociaż nie tragiczny. Składał się z wściekle różowej piżamy i papuci na stopach w kolorze bardzo zbliżonym.
– No, no, no... – odezwała się moja kuzyneczka - ty już, widzę na nogach. Prawdę mówiąc myślałam, że trochę dłużej ci zejdzie.
– Hejka – przywitałem się – A po czym to wniosłaś?
– Zniknęliście z Martą zupełnie znienacka, ale chyba nie dlatego, że byliście zmęczeni i chcieliście już iść spać.
– Gentelmeni o takich sprawach nie rozmawiają. Nawet ze swoimi ulubionymi kuzynkami. A propos, widziałaś gdzieś Martę?
– Czyżby ci gdzieś się zawieruszyła?
– Kiedy się obudziłem, to nie było jej w pokoju.
– Marta pojechała do domu jakąś godzinę może półtorej temu.
Tego akurat się nie spodziewałem.
– Coś ci nie wyszło? – roześmiała się Patrycja.
– Nie wydaje mi się, abym w czymś nawalił. W każdym razie nie narzekała.
– Wiem, wiem – pogodny uśmiech nie znikał z twarzy Patrycji – słyszałam w nocy. Nie byliście zbyt dyskretni.
– Naprawdę było nas aż tak słychać?
– Kto słyszał, ten słyszał, reszta chyba nie.
Kawa była już gotowa. Usiadłem naprzeciw Patrycji z kubkiem gorącego i aromatycznego napoju. Chętnie posłucham opowieści o sylwestrowej nocy z drugiej ręki, a raczej z ust Patrycji.
Tak na marginesie muszą zaznaczyć, że w naszych szczeniących latach, byłem w Patrycji bardzo zakochany. To była moja pierwsza młodzieńcza miłość. Moja kuzynka zachwycała mnie nie tylko swoją urodą, ale także i osobowością. Marzyłem o niej, pragnąłem jej i pożądałem na swój szczeniacki sposób. Jeżeli Patrycja kiedykolwiek odwzajemniała moje uczucia, to robiła to w sposób bardzo skryty i niezauważalny. Pewnie byłem dla niej zwykłym szczawiem, bo trzy lata młodszym, przesadnie napakowanym testosteronem dzieciakiem, który zakochał się po raz pierwszy w kuzynce. A może raczej nie zakochał się, tylko zauroczył i bardzo chciał rozładować zgromadzone w nim napięcie seksualne, które nawet uszami potrafiło się z niego wylewać.
Dawne to były czasy, ale prawdziwe.
Rzeczywiście miałem duży odpał na punkcie Pati. W czasach późniejszych wszystko się uspokoiło, a z Patrycją szczerze się przyjaźniliśmy do czasów obecnych.
– A jeśli chodzi o Martę, to co możesz mi o niej powiedzieć? – odezwałem się.
– Wzięło cię na nią?
– Tak i to nawet bardzo – przyznałem.
– Widziałam.
Kurde, przed jej wzrokiem chyba nic się nie ukryje.
– No, więc? – ponagliłem ją trochę.
– Tak właściwie, to chyba nic konkretnego nie mogę ci powiedzieć, bo aż tak dobrze się z Martą nie znamy. Jest trochę dziwna, ale ta dziwność nie jest niebezpieczna. Sprawia wrażenie takiej wielkiej Damy z wyższych sfer. No, wiesz... U la, la, burżuła.. Ą i ę... bułkę przez bibułkę, a fiuta do buzi gołą ręką, ewentualnie widelcem – roześmiała się.
– Aż tak? – zdziwiłem się – nie zauważyłem tego wczoraj.
– Wczoraj to chyba niewiele widziałeś oprócz jej cycków.
– Pewnie masz rację – zgodziłem się z kuzynką.
– Ja zawsze mam rację.
Tutaj musiałem się z nią zgodzić.
– Ona jest prawdziwą jednostką Sigma – tłumaczyła mi dalej – a Sigma to raczej samotny wilk. Jest przekonana o swej sile i mimo tego, że się z tym nie afiszuje, to jednak widać to na pierwszy rzut oka. Jest pewna siebie, silna i władcza.
Milczałem, będąc pod silnym wrażeniem jej słów.
– Ale muszę przyznać, że cię podziwiam. Porwałeś się z motyką na słońce, ale dałeś radę. Szacun.
Sam zacząłem w tej chwili siebie podziwiać tym bardziej, że moja odwaga nie wynikała tylko z nieświadomości całej sytuacji. Ja ogólnie taki jestem.
Lubię wyzwania. Lubię się mierzyć z trudnymi rzeczami. Takie zwycięstwa cieszą przecież najbardziej.
A więc im bardziej rzecz wydaje się być karkołomna, a nawet wręcz niemożliwa do zrealizowania, tym bardziej rzucam się w wir. Zapalam się więc niesamowicie, chociaż od początku mogę przeczuwać, że to może nie jest najlepszy pomysł. Nawet jeżeli od razu ogarniają mnie wątpliwości, nawet jeśli przeczuwam wielką klęskę, tragedię, dramat i katastrofę, to nie odpuszczam. W każdym razie nie tak od razu i na początku. Ile mogę, tyle walczę.
Jestem uparty i potrafię być bardzo zawzięty w swoim postanowieniu. Niech się dzieje co chce!
Skoro powiedziałem A, to musiałem skończyć deklamowanie alfabetu i dojść do samego Z.
Nawet jeśli poniosę klęskę, to trudno. Mecz przecież można wygrać, można przegrać i można zremisować, ale poddać się – nigdy.
Koniec
Zdjęcia: www.sexeo.pl












Komentarze
Prześlij komentarz