Opowiadanie na Walentynki cz.II
Kilkanaście minut później byliśmy już u mnie w mieszkaniu. Mam własne, nie krępujące lokum i to jest duży plus.
Marta rozglądała się ciekawie dookoła.
– Ładnie mieszkasz – stwierdziła.
Wstawiłem róże do wazonu.
– Co będziemy robili? – spytała.
– A na co masz ochotę?
– Chciałabym dobrze pobzykać. Dziś bowiem czuję się, jak pszczółka. Mogę bzykać i bzykać bez końca – roześmiała się i nagle zanuciła cicho – Tę Martę, którą tu widzicie, zowią Mają. Z Martą wszyscy chętnie pobzykają.
Zdębiałem. Dość otwarcie stawiała sprawę. Fakt, że o to mi chodziło i jako facet nie miałem nic przeciwko temu. Też lubię, zawsze lubiłem pobzykać.
– Masz coś do picia? – spytała siadając ciężko na stylowej kanapie w moim salonie.
– Zaraz przygotuję nam coś dobrego.
– Jesteś barmanem?
– Nie – odpowiedziałem – lubię jednak pomieszać trochę przy drinkach i poszukać jakichś nowych smaków – wyjaśniłem
Po chwili przelałem zawartość shakera do szklanek. Jedną z nich podałem Marcie. W szklankach znajdował się drink będący moją własną kompozycją na bazie koktajlu "Sex on the Beach".
– Mmm... Przepyszne – stwierdziła Marta – Co w nim jest?
– Nic takiego – odpowiedziałem – Wódka, sok...
– Pigułka gwałtu – z uśmiechem weszła mi w słowo – jeśli tak, to mam nadzieję, że nie jest to jakaś chińska podróba tylko konkretna pigułka... Bo wiesz... Mój kolega kiedyś próbował ze mną tego numeru, ale chyba chciał trochę przyoszczędzić i kupił badziewie. Pigułka szybko przestała działać. Nie zdążył nawet ściągnąć spodni, a ja już byłam przytomna – śmiała się – Ale chyba pigułka gwałtu nie będzie ci potrzebna.
– Nie. Nie potrzebujemy jej.
Staliśmy już naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy.
Nigdy nie potrzebowałem pigułki, ani nie robiłem żadnych innych numerów, żeby tylko zdobyć dziewczynę. Fakt, że nigdy nie musiałem.
– Powiedz mi, o czym sobie pomyślałeś, gdy zobaczyłeś mnie po raz pierwszy? – spytała.
– Zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie, to po pierwsze.
– I pomyślałeś sobie, że fajna dupa i fajnie by było ją przelecieć?
– Nie tak do końca. W każdym razie dużo subtelnej – wyjaśniłem – ale sens mniej więcej był właśnie taki. Nie przelecieć, ale przeżyć cudowne chwile.
– Jesteś rzeczywiście bardzo subtelny. Patrycja mi mówiła, że jesteś, ale powiem szczerze, że nie wierzyłam.
– Rozmawiałaś o mnie z Patrycją?
– Zamieniłyśmy kilka słów o tobie. Wiesz, jak to baby.
Marta wypiła swoją porcję przygotowanego przeze mnie alkoholu. Potem wyjęła mi z rąk moją szklankę z drinkiem i odstawiła ją na stolik.
Domyśliłem się, że to był sygnał.
Marta płynnymi ruchami zsunęła ramiączka sukni. Potem powoli opuszczała ją aż do kostek.
Tak zdejmowana spódnica rzeczywiście przypomina ptasie gniazdo. A ona, niczym właścicielka tego gniazda stała przede mną w samej bieliźnie i to jakiej...
Wyglądała niezwykle podniecająco. Widok, który miałem przed sobą wybitnie poruszał moje zmysły.
Koronkowy, czarny biustonosz, czarne stringi, pończochy i pas, który je trzymał, to wszystko naprawdę działało. Nikt nie mógł przejść obojętnie obok takiego obrazu.
Stanik wkrótce zaczęła rozpinać, a ja mogłem zobaczyć jej śliczne piersi.
Marta delikatnie popchnęła mnie na łóżko. Zrobiła krok w moją stronę. Zaczęła "gmerać" przy pasku moich spodni. Bardzo sprawnie poradziła sobie ze wszystkimi guzikami a następnie ściągnęła je ze mnie.
Po chwili w ich ślady podążyły moje bokserki. Cała ta sytuacja wprowadziła mnie w dziwny stan. Rozanielonym wzrokiem spoglądałem na klęczącą już przede mną Martę, która bez żadnych oporów, a nawet z pewnym zadowoleniem ujęła w rękę mojego członka i wzięła go do ust.
– Mmm... Cudownie... – odezwała się przerywając na chwilę moralną pieszczotę i przytuliła mojego pena do swojego policzka – Marzyłam o tym, aby possać fajną męską pałkę...
Lodzik, którą mi serwowała był naprawdę najwyższego lotu. Nie było słabych punktów. Nie można było się do niczego "przyczepić". W tym jednym momencie poczułem, jak wszystko, co było dla mnie istotne jeszcze przed chwilą, znika gdzieś we mgle zapomnienia. Poczułem się "wyzuty" z wszelkich myśli i uczuć. Czułem się pusty. Kurcze... Jakie to jest dziwne?! Czuć się pusty, ale jednocześnie pełny w środku... Zupełnie, jak dzban, co wodę nosi tyle, że akurat ucho się urwało i dzban wody nie nosi. Byłem, jak nic nie czująca kukiełka, której fajna dziewczyna robiła laskę. Nie miałem w sobie żadnych uczuć. Po prostu oddawałem się oralnej pieszczocie Marty.
Marta była niestrudzona i niepohamowana w tym, co robiła. Robiła to z wielką pasją i bardzo wczuwała się w rolę.
– Noo... – stwierdziła – Jesteś już gotowy.
Zobaczyłem, jak sięga do swego pasa, by po chwili ściągnąć majtki.
Zawsze uwielbiałem ten moment, gdy dziewczyna zdejmuję tę część garderoby. Podobał mi się bardzo. Było w nim coś niezwykłego.
Marta upuściła swe majtki na podłogę.
Wciąż jednak miała na sobie pończochy i pas. Niesamowicie to wyglądało. Marta usiadła na mnie okrakiem wprowadzając moją męskość do cipki. Byliśmy bardzo blisko. Obejmowałem Martę w pasie, ona oplotła rękami moją szyję. Poruszała biodrami bardzo powoli, ostrożnie, z wyczuciem, celebrując każdą sekundę naszego intymnego połączenia. Można powiedzieć nawet że dostojnie.
Uczucie wielkiej przyjemności i rozkoszy powoli wypełniało moje ciało. Dokładnie wyczuwałem, jak mój pusty dzban napełnia się tym, co najpiękniejsze i czego ostatnimi czasy bardzo mi brakowało.
Marta była, jak wielkie źródło energii, a ja podłączając wtyczkę do tego źródła mogłem z niego czerpać do woli. I czerpałem ile tylko mogłem. Odgłosy naszej ekstazy stawały się coraz głośniejsze. Wspaniale jednak ze sobą współbrzmiały. Nie trafiła się żadna fałszywa nutka. Nasz dwugłos był idealny. Nasza jedność była niepodważalna. Taka synergia. Efekt, który każdego powalił by na kolana.
Było mi nadzwyczajnie dobrze. Czułem niesamowitą lekkość i ogarniające mnie szczęście. Zupełnie, jakbym unosił się w jakiejś bliżej nie określonej przestrzeni dającej spokój, zadowolenie i równowagę na wszystkich polach. To było genialne. Płynąłem więc przez ten niesamowity ocean niezwykłości aż do momentu orgazmu. Chwila naszego wspólnego szczytowania ogarnęła nas, jak ciepła kołdra.
Zastygliśmy tak w bezruchu na długie chwile. Mocno się obejmując, dochodziliśmy do siebie po tym niesamowitym wzlocie.
Cudowne te Walentynki.











Komentarze
Prześlij komentarz