Zegar wybił północ. Dwanaście suchych, metalicznych uderzeń gongu zabrzmiało dużo głośniej niż w rzeczywistości. Wiadomo, że nocą słyszy się wiele rzeczy dużo wyraźniej niż za dnia. Tutaj szczególnie. Nocą panowała cisza prawie absolutna. Miałem wrażenie, że rani ona moje uszy. Zresztą całe otoczenie tutaj było dużo cichsze niż to, do jakiego byłbym przyzwyczajony mieszkając w mieście. Leżałem na znak, ze wzrokiem wbitym w sufit i rozmyślałem. Rozmyślałem o tym wszystkim, co mi się tutaj przydarzyło w ciągu ostatnich dni. Nadal czułem przyjemną gęsią skórkę podniecenia niezwykłością całej tej sytuacji, ale nie miała ona już takiego nasilenia, jak na początku mojej przygody. Już chyba zdążyłem się do niej przyzwyczaić i traktować ją zupełnie normalnie. Chociaż elementy niezwykłości wciąż do mnie przemawiały. Podobno są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom, fizjologom i innym. I myślę, że tu chodzi nie tylko o cytat z Szekspira, czyli: o to, jak mało my, ludzie, wi...