Ach, te jej dwa cudowne pączusie, które ozdabiają klatkę piersiową. Wystarczyło tylko posypać je cukrem pudrem lub ozdobić lukrem i mogłyby być ozdobą każdego tłusto czwartkowego stołu. Średniej wielkości, okrągłe zarówno na górze, jak i na dole, wprost idealne. Takie, o jakich można tylko marzyć. Matka natura wykazała się w tym względzie wyjątkowo szczodra, a Anka okazała się być wyjątkową szczęściarą. Ja także mogłem się do szczęściarzy zaliczać, bo o to miałem je przed oczami, mogłem pieścić je ustami i dotykać. Wprost szalałem ze szczęścia. Trudno było nie szaleć. Biust Anki zawsze mnie zachwycał. Odkąd tylko zobaczyłem go po raz pierwszy, to nie mogłem wprost uwierzyć, że takie skarby są na wyciągnięcie mojej ręki. Nie twierdzę tutaj, że trafiło mi się, jak ślepej kurze ziarno, ale... Nie. Nie byliśmy parą. Zaledwie dwojgiem dobrych znajomych, możliwe, że nawet przyjaciół i to od wielu lat. Nasza znajomość pozbawiona była jednak wszelkich aspektów erotycznych, ku mojej żałości. Po...